Ostatnio był pan w Łęczycy, w krótkim czasie ponownie nas Pan do nas przybył… niektórzy mogą pomyśleć, że ten Kawalec naprawdę lubi Łęczycę, skoro znowu nas odwiedza.
Ja tu mam znajomych, bo znam Maćka Pola. Zresztą, do tego monodramu, który grałem u was Maciek Pol pokazał mi trik iluzjonistyczny. W tym spektaklu jest historia aktora-alkoholika, który kiedyś był na topie, a teraz jest bezdomny i mieszka na ulicy. Jest taki fragment, kiedy on rozprawia się z flaszką i próbuje z nią rozmawiać jak z wrogiem, że nie chce, żeby ona rządziła. Tak sobie wtedy pomyślałem, że ta flaszka powinna „ożyć” i poprosiłem Maćka Pola, żeby coś takiego mi zrobił. I rzeczywiście ta flaszka, dzięki Maćka umiejętnościom iluzjonistycznym, w tym spektaklu się sama rusza i ja z nią rozmawiam.
Jeśli chodzi o Łęczycę, to ona jest niedaleko Łodzi, gdzie studiowałem. Także z Warszawy czy Łodzi nie jest daleko i myślę, że będę wpadał tu częściej, bo widzę, że są naprawdę fajni ludzie.
Bardzo nas to cieszy. Z panem jest tak, że Pan jest człowiekiem wielu talentów. Z jednej strony prezenter, z drugiej aktor, a z trzeciej piosenkarz, a gdyby tak Pana spytać o to, kim Pan się czuje, to kim Pan jest?
Kawalcem jestem… (śmiech) Nie no, przede wszystkim jestem aktorem. Niektórzy aktorzy śpiewają lepiej, inni gorzej, ale śpiewanie jest częścią zawodu aktorskiego, natomiast mnie nie kręci coś takiego jak tak zwana piosenka aktorska, która się kojarzy z jakimś smęceniem i powyciąganymi swetrami. Mnie kręci rockowe, ostre i prawdziwe śpiewanie i to staram się realizować. Dwadzieścia parę lat temu nagrałem płytę, rockową płytę z sonetami Szekspira. Jest do posłuchania w Internecie, nie ma tej wytwórni, która ją wydała, ale mam nadzieję, że w przyszłości coś nagram.
Ostatnio wkręciłem się trochę w tego Cockera i poznaję coraz więcej muzyków. Zagrałem już kilkanaście koncertów z dużym bandem. Teraz jeszcze nowych muzyków poznałem i będziemy rozwijać repertuar Cockera. A z takich utworów, jakie chciałbym nagrać, autorskie będą się różniły od tego, co nagrywałem dwadzieścia parę lat temu i śpiewałem sonety Szekspira, bo będą, myślę, w klimacie tego, co Joe Cocker reprezentował.
Dla mnie, jako aktora ważne jest, aby ze sceny był emocjonalny przekaz.
Aby publiczność tym żyła…
Tak, bez emocji nie ma sztuki. Jak słyszę, coś, co jest plastikowe, to od razu wyrzucam z głowy i wyrzucam z serca. Nie chcę tego słuchać. Dziwi mnie, że coraz łatwiej sprzedaje się taki plastik, który jest sztuczny i robiony na zamówienie…
Naprawdę, dziwi mnie to, bo ludzie to kupują za ciężkie pieniądze, płacą za to ciężkie pieniądze. Facetowi, który po prostu nie śpiewa na żywo, to jest oszustwo moim zdaniem.
Pan mnie trochę wyprzedził, bo chciałem spytać o utwory, jakie Pan śpiewał. To były bez wątpienia klasyki. Ma Pan do nich sentyment?
Tak, jak najbardziej. Wychowałem się na numerach, które teraz śpiewam. Oczywiście dzisiaj jest dużo dobrej i wspaniałej muzyki i młodych artystów. Trochę tego słucham. Mam syna 18-letniego, z którym słucham czarnego rapu na przykład (śmiech). Ale ja mu pokazuję też te rzeczy i on, jako mały chłopiec sam wybierał Beatlesów, Led Zeppelin czy Dżem. On tych rzeczy słuchał, bo te płyty były w domu, on po nie sięgał z dużym zainteresowaniem i to na pewno zaprocentowało jego gustem muzycznym. On zdał właśnie ostatnie egzaminy maturalne, ale myśli o studiach związanych z muzyką i sam komponuje coraz ciekawsze bity i myślę, że jeśli się będzie tak rozwijał, jak do tej pory, to ma na to szanse.
Mówimy o rapie czy innej muzyce?
Na razie robi bity do rapu, dla kolegów, którzy rapują. Robi je naprawdę dobrze, ale rap nie jest całą muzyką. On ma wyobraźnię muzyczną, która wykracza poza to.
Dziękuję serdecznie za rozmowę i życzę powodzenia.
Dziękuję również.