W trakcie procesu Jan Budziński ujawnił kulisy jego zwolnienia z PEC. Jego zdaniem, duży wpływ na decyzję rady nadzorczej mógł mieć burmistrz, Krzysztof Lipiński.
- W lipcu 2015 roku miałem konflikt z burmistrzem. Zostałem przez niego zaproszony na spotkanie. Dowiedziałem się, że w naszej rozmowie będą uczestniczyć także jest zastępca i przewodniczący Rady Miasta. Wtedy zacząłem się domyślać, czego rozmowa będzie dotyczyła. Na wszelki wypadek włączyłem dyktafon – zeznawał Jan Budziński.
Jak mówił były prezes PEC, burmistrz poprosił go, by wpłynął na decyzję radnych, którzy zamierzali odwołać przewodniczącego RM. Burmistrz miał mu zagrozić, że jeśli grupie radnych uda się odwołać przewodniczącego, wówczas Budziński pożegna się ze swoim stanowiskiem.
- Mam stenogram z tej rozmowy. Przewodniczący został odwołany, a ja po sesji udostępniłem nagranie wszystkim radnym z Łęczycy – mówił Budziński.
Jednocześnie podkreślał, że zwolnienie go z funkcji prezesa było dla niego dużym zaskoczeniem. Usłyszał, że traci pracę z uwagi na słabe finanse przedsiębiorstwa. Jednak zdaniem ex prezesa, do funduszy PEC nie można było mieć zastrzeżeń.
- Pozytywne efekty w działalności spółki w 2015 roku dostrzegł badający sprawozdanie finansowe biegły audytor, wyłoniony przez Radę Nadzorczą, która także je doceniła, udzielając mi absolutorium za 2015 r. Tych pozytywnych dokonań nie dostrzegł jedynie burmistrz - mówi Jan Budziński.
Budziński i jego mecenas najwięcej wątpliwości mają jednak do samej procedury zwolnienia byłego prezesa. Ich zdaniem, jedynie nowy prezes miał prawo wręczyć wypowiedzenie Burzyńskiemu, a rada nadzorcza nie ma takich kompetencji.
- Jest to tym bardziej zaskakujące, że nowy prezes został powołany tego samego dnia. Dlaczego, niezgodnie z prawem, zwolniła mnie rada nadzorcza? - pytam Jan Budziński.
Jak zeznawali członkowie zarządu, porządek obrad rady poznali dopiero przed ich rozpoczęciem. Wśród projektów uchwał znalazła się ta, która dotyczyła odwołania Budzińskiego z jego stanowiska. Oprócz tego przewodnicząca rady miała już przygotowane wypowiedzenie. Po głosowaniu podpisali się pod nim członkowie zarządu.
W takcie głosowania, zarząd trzema głosami za i jednym przeciw pozbawił Budzińskiego stanowiska. Jedynie przedstawiciel załogi przedsiębiorstwa był za tym, by prezes zachował pracę. Jak mówił przed sądem, było to podyktowane tym, że pracownicy nie mieli zastrzeżeń do współpracy z byłym szefem.
Jan Budziński domaga się przed sądem pracy odszkodowania, którego równowartość ma być równa trzymiesięcznemu wynagrodzeniu. Ponadto oczekuje, że obecne władze spółki wyciągną konsekwencje wobec osób odpowiedzialnych za, jego zdaniem, bezprawne zwolnienie go z pracy.
Werdykt Sądu poznamy w tym tygodniu, więc do sprawy na pewno wrócimy.