Rafał Ziemkiewicz w jednym ze swoich ostatnich felietonów zwrócił się do wyborców i postawił tezę, jakoby wyborcy musieli się przyzwyczaić do takiej sytuacji, że gdyby w tej chwili odbyły się wybory to albo wygra PiS albo partie o prawicowych poglądach. W związku z tym mam pytanie, czy zgadza się Pan z tą tezą?
Bardziej zgadzam się z tezą postawioną przez wójta gminy Ruśca, który powiedział, że będzie polaryzacja, że wyborcy pójdą w lewo do Partii Razem albo na prawo do Korwina. Właściwie nic nie różni PiSu od SLD, PO, PSLu czy Nowoczesnej poza retoryką. W praktyce różnią się bardzo niewiele. Nawet Nowoczesna, która robi wiele hałasu, tak naprawdę nie jest za wolnym rynkiem, tylko jest za wielkimi firmami, które się żrą z państwem, także to nie zmienia żadnej sytuacji. Albo budowa komunizmu pod Partią Razem albo budowa prawicy pod KORWiNem.
Zdaję sobie sprawę z tego, że Pan nie będzie bronił demokracji, ale chciałem wspomnieć o Komitecie Obrony Demokracji. Otóż jednym z haseł Komitetu jest to, że walczą oni przeciw zabieraniu wolności. Czuje Pan, że wolność jest zabierana obywatelom?
To, że się nie sprzedaje ziemi w ręce prywatne, nie oznacza, że jest to odbieranie wolności. Sądzę, że straszenie, że PiS odbiera wolność gospodarczą jest przesadne. Jak PiS rządziło poprzednim razem to specjalnie tej wolności nie podbierało. Oczywiście jej nie zwiększyło, ale też niewiele tych ludzi od siebie różni. Natomiast, jeśli idzie o wolność gadaniny, to ja nie jestem wielkim entuzjastą wolności gadaniny, bo gadając można bardzo uszkodzić ludzi. Te Komitety powinny powiedzieć, że są komitetami obrony praworządności. Gdyby tak powiedzieli, to wtedy byłby sens i można by z nimi rozmawiać. Natomiast, demokracji w tej chwili w Polsce, broni PiS. Działa zgodnie z regułami demokracji, wygrał wybory, więc bierze wszystko. I koniec.
Jest Pan zwolennikiem monarchii. Dziennikarz Mariusz Max Kolonko w jednym ze swoich reportaży zaproponował, aby w Polsce wprowadzono system prezydencki, taki jaki obowiązuje w Stanach Zjednoczonych…
Bardzo wiele osób proponuje takie rozwiązanie, nie tylko sympatyczny skądinąd, pan Kolonko. Natomiast diabeł tkwi w szczegółach, bo chcielibyśmy takiego prezydenta, który byłby quasi monarchą, czyli wkraczałby tylko wtedy, kiedy poszczególne władze nie mogą dojść do porozumienia ze sobą. Najpierw trzeba by było zaprojektować te władze. Musimy mieć wreszcie jakieś sądownictwo, a nie Trybunał. Tutaj rzeczywiście PiS ma słuszne zarzuty, który wtrąca się tam, gdzie nie powinien, a z kolei nie ma swobody działalności. Przy wszystkich zastrzeżeniach do Trybunału trzeba powiedzieć, że Trybunał uzurpował sobie prawo do bycia czwartą izbą parlamentu. Trybunał orzekał, że np. podniesienie czegoś tam o 10% jest zgodne z konstytucją, a 15% już nie, albo odwrotnie. Jest to oczywiste wkraczanie we władzę uchwałodawczą. Jaka jest tu zgodność?
Z drugiej strony, ja kiedyś ostro zaatakowałem prof. Rzeplińskiego, personalnie, za to, że kiedy miał decydować, już nie pamiętam, o OFE, czy o czymś tam… to napisał pismo do premiera Tuska, czy wolno uznać mu tę ustawę za zgodną z konstytucją, ale stwierdził, że to musiał zrobić, bo taki jest przepis, który mówi, że Trybunał musi najpierw uzgodnić z rządem czy mu to wolno, więc to jest jakiś zupełny absurd, że Trybunał zamiast orzekać czy coś jest zgodne lub niezgodne, kieruje się interesem państwa. Nie po to jest Trybunał.
Więc w pierwszej kolejności musimy przywrócić władzę sądowniczą. Trybunał ma orzekać czy coś jest zgodne z konstytucją czy nie, a interes państwa ma mieć w nosie. Jak mówił św. Augustyn: „Niech zginie świat, byle działa się sprawiedliwość”, a że państwo diabli wezmą, to już nie ma żadnego znaczenia, a niech biorą. Druga rzecz to władza ustawodawcza, która będzie decydowała, a nie wtrącała się i władza wykonawcza, czyli rząd, który wtrąca się w ustawodawstwo. Przecież w Polsce 90% ustaw pilotuje rząd. Jaka to jest władza wykonawcza? Musimy te sprawy uporządkować i na tym wszystkim postawić prezydenta, który będzie siedział jak ten pająk i jak coś będzie szło nie tak, to będzie interweniował. Powinien to być monarcha.
Jeszcze 10 lat temu wśród polityków różnych partii, bardzo popularne było hasło, aby zabrano posłom immunitety. Teraz temat, jakby przycichł. Czy Pana zdaniem parlamentarzyści powinni posiadać immunitety?
Posłowie powinni posiadać immunitet, ponieważ poseł reprezentuje nie siebie tylko swoich wyborców . Więc, jeżeli posłowie nie mieliby immunitetu, to rząd na dwa dni przed ważnym głosowaniem pod pretekstem wykroczenia drogowego, albo czegoś innego, zamykałby na trzy dni posła do kryminału i wygrywał głosowanie. Oczywiście musi być immunitet. Natomiast jest to bardzo ciekawa sprawa, bo ja zawsze byłem za immunitetem, natomiast, jak Pan słusznie zauważa, posłowie optowali za tym, aby immunitet znieść. Immunitet powinien kończyć się wtedy, kiedy kończy się kadencja parlamentu.
Natomiast w tej chwili, oni przedłużyli immunitet. On się nie kończy wraz z kadencją, ale wraz z pierwszym dniem działania nowego parlamentu. Czyli posłowie dalej mają immunitet, mimo iż sejmu już nie ma. To jest skandal. Nie ma najmniejszego powodu, aby poseł był chroniony immunitetem, jak już sejm nie obraduje. To powoduje, że prokuratura nie może tych posłów w ogóle złapać. To trzeba absolutnie przywrócić.
I jeszcze jedno: immunitet immunitetem, ale to nie oznacza, że prokuratura nie może prowadzić postępowania wobec posła. W tej chwili mówią, że nie mogą, ale to nieprawda. To, że poseł ma immunitet nie oznacza, że prokuratura nie może sobie zbierać materiałów na niego i tak dalej. Tak to powinno działać i wtedy wróci normalność. Immunitet powinien być mocno ograniczony.
Niestety, nie mam tutaj pewnego źródła, ale według moich informacji odwiedził Pan Łęczycę mniej więcej 20 lat temu. Łęczycanie musieli czekać na Pańską wizytę prawie 20 lat, ponieważ w zeszłym roku, w kwietniu ponownie odwiedził Pan nasze miasto. Nie minął rok i Pan ponownie zawitał do Łęczycy. Co jest powodem tak szybkiej wizyty?
To była decyzja prezesa regionu łódzkiego, którego ja się grzecznie słucham. Jak jestem w danym regionie, to wykonuję to, co mi radzi prezes regionu. Ludzie mają własny rozum i oni decydują z kim się spotykać.
Łęczyckie struktury partii KORWiN ostatnimi czasy zwiększyły swoją aktywność. Czy partia KORWiN zamierza w całej Polsce uaktywnić się na polu samorządowym?
Najbliższe wybory jakie się odbędą, to będą wybory samorządowe, być może już na jesieni. W związku z tym jesteśmy uaktywnieni na polu samorządowym.
Pozostając w tematyce lokalnej. Łęczyca nie jest dużym miastem. Według Urzędu Statystycznego w Łodzi w 2012 roku liczyła ona 14 905 mieszkańców, natomiast w roku 2014 14 660 mieszkańców. Młodzi ludzie wyjeżdżają do dużych miast w celu dalszej edukacji bądź pracy. Czy istnieje szansa, aby zatrzymać taką tendencję? Czy w ogóle warto z nią walczyć?
Młodzi ludzie zawsze wyjeżdżali do dużych miast, bo zawsze było tak, że na wsiach i małych miastach ludzie mieli po sześcioro czy ośmioro dzieci i dwoje czy troje wyjeżdżało do wielkich miast, gdzie tam liczba urodzin była z reguły niższa. Nieszczęście polega na tym, że tendencja bezdzietności w tej chwili zeszła również w dół, do małych miast i na wsie. Ludzie mają bardzo mało dzieci i w tym momencie staje się to dramatyczne.
Powtarza Pan często, że własność powinna należeć do obywateli a nie do państwa. Obecnie w naszym mieście planowana jest rewitalizacja zalewów miejskich. Według wstępnie opracowanej koncepcji rewitalizacji tych zalewów, istnieje prawdopodobieństwo, że miasto może zacząć wykupywać tereny, aby w pełni poddać zalewy rewitalizacji. Na tę chwilę to czyste spekulacje.
Nie do końca rozumiem. Ogłasza się, że tutaj mogą być wykonane jakieś prace i właściciele działek natychmiast coś zaczynają na tych działkach robić, żeby zarobić parę złotych. I tyle, nie trzeba im tego odbierać, oni sami to potrafią. Czasami się zdarza, że miasto robi taką operację, że kupuje działkę za 100 tys., wkłada w to 500 tys. a sprzedaje za milion. To jest operacja, której miasto nie powinno robić, ale czasami się zdarza, bo ludzie sami tego robić nie potrafią.
Podam Panu przykład. Rzecz się dzieje w okolicach Słupska. Tam był były PGR i miejscowi pracownicy dostali po działce po starym PGRze. Ten teren tak sobie stał. Rok, dwa, trzy. I nikt go nie ruszał, bo ludzie nie umieli tego robić. Ale przyjechała rodzina z miasta, kupiła jedną działkę. Posadzili tam sobie kwiaty, rzodkiewkę i tym podobne. Proszę sobie wyobrazić, po tygodniu, żona jednego z tych robotników, mówi do męża: „Słuchaj stary, nie dostaniesz obiadu jak nie skopiesz naszej działki”. Po dwóch miesiącach, wszyscy działkowicze, gdy zobaczyli przykład jak to może działać, zrobili to samo u siebie. Więc ludzie, którzy mają działki nad zalewem mogą nie zdawać sobie sprawy z jego potencjału i trzeba im to jakoś uświadomić.
Powiat łęczycki jest terenem głównie rolniczym. Ostatnio coraz popularniejsze stają się klastry owocowo-warzywne. Czy to może być dobre rozwiązanie dla rozwoju powiatu?
Nie wiem, co wspólnego ma gospodarka z powiatem. Gospodarka powinna działać poza granicami powiatu. Na mieście widziałem napisy: „Górnik Łęczyca”, a nie „Rolnik Łęczyca”. Ale, jeżeli ludzie mają dobrą ziemię, to powinni na tym zarabiać. Politycy nie są od tego, aby mówić ludziom, na czym mają robić pieniądze.
Miasto zakupiło ostatnio tereny, które zostaną włączone w celu poszerzenia strefy ekonomicznej. Czy taka strategia lub ewentualna jej kontynuacja, może być dobrym kierunkiem rozwoju miasta?
A dlaczego ich nie włączono do strefy, kiedy te tereny były prywatne? Dobrym pomysłem na rozwój jest rozwiązanie tego wszystkiego i stworzenie jednej strefy ekonomicznej. Takiej od Bałtyku do Karpat. Jeżeli taka strefa jest dobra, to czemu jej nie rozciągnąć na całą Polskę? Jeśli ktoś chce mieć gospodarkę państwową, to ja proponuję wydzielić taką strefę w okolicy 20 m od sejmu i wewnątrz tej strefy byłaby wódka oclona, wszystko opodatkowane, a wszędzie, poza tym terenem, byłaby specjalna strefa ekonomiczna i wszystko byłoby o bardzo niskich podatkach.
Polska szczyci się tym, że w naszym kraju jest ogromny procent ludzi z wyższym wykształceniem. Podobnie jest z Łęczycą, gdzie również podobno jest to wysoki procent. Problem pojawia się, że mimo posiadania wyższego wykształcenia, nie ma pracy. Mam pytanie, czy zgodzi się pan z tym, że młodzi ludzie mają prawo czuć się trochę oszukani przez wyższe uczelnie? Idąc na studia spotykają się z obietnicami, że akurat po ukończeniu tego kierunku, będą mieli pracę, a potem okazuje się, że mają ogromny problem z jej znalezieniem.
Proszę Pana… to będzie dłuższa wypowiedź, niestety. Pamiętam taki numer Gazety Wyborczej sprzed niemal 10 lat, gdzie na pierwszej stronie był ogromny artykuł reklamowany przez Adama Michnika, że tylko edukacja i tylko to pozwoli na pracę. A na stronie jedenastej znajdował się uczciwy reportaż dziennikarki, która szukała pracy w Gdańsku. Udawała, że szuka pracy i podawała w danych wyższe wykształcenie. Słyszała od razu, że takich nie potrzebują. I na pierwszej stronie była propaganda, a na jedenastej prawda.
A prawda jest taka, że mamy w Polsce dziesięć razy za dużo ludzi z wyższym wykształceniem. Ci ludzie mają papierek, że ukończyli wyższe studia, ale to, co ten papier wart, to tyle, że mogą pojechać na zmywak do Londynu i być dyplomowanymi pomywaczami naczyń. Niestety, znaczna większość wyższego wykształcenia jest bezwartościowa i to dlatego, że za dużo ludzi je ma i ten poziom dopasował się do poziomu ludzi głupszych. Teorię względności jest w stanie zrozumieć 1% społeczeństwa. Może 1,5%, a wpaja się ją już dzieciom w szkołach średnich. Ludzie nie są w stanie tego zrozumieć. Oni udają, że rozumieją. Potem idą na studia, udają, że rozumieją, a szkoły mają dawać im dyplomy. A potem się zderzają z rzeczywistością. Wyższe wykształcenie musi być elitarne, bo inaczej nie ma żadnego sensu. Można dać każdemu absolwentowi przedszkola dyplom wyższej uczelni, ale przez poziom kształcenia w Polsce nie wzrośnie ani o jotę. Nawet doktoraty można rozdawać.
Stanisław Michalkiewicz, znany Panu, najlepszy prawicowy publicysta, miał kiedyś wykład dla studentów. Była mowa o NATO. I tłumaczył ludziom, zgodnie z prawdą, że NATO działa wtedy, kiedy jedno z państw NATO jest zaatakowane na obszarze północnego Atlantyku na północ od zwrotnika Raka. I coś go tknęło. Spytał ludzi i okazało się, że na sali 300 studentów, nikt nie wiedział co to jest w ogóle zwrotnik, a zwrotnik Raka w szczególności. To świadczy o poziomie wyższych studiów w naszym kraju.
Mówi Pan, że zakłady powinny być prywatne, a nie państwowe, a państwo ma przede wszystkim nie zabierać pieniędzy przedsiębiorcom. W naszym mieście panuje dość duże bezrobocie, wg. szacunków wynosi one 18,3%, natomiast samych zakładów pracy jest niewiele. W związku z tym pracodawca może ustalać różne warunki wynagrodzenia, ponieważ ma w „czym wybierać”, co z kolei składa się na komfort pracy. Nie uważa Pan, że całość może być powiązana i dlatego ludzie tak boją się prywaciarzy? Wśród społeczności dość mocno zakorzeniło się myślenie, że prywaciarz to wyzyskiwacz, stąd ta obawa przed prywatyzacją.
Państwowy zakład też wyzyskuje, bo jak można inaczej? Co więcej, pracodawca powinien wyzyskiwać pracowników, bo wyzysk jest rzeczą korzystną. Dlatego na przykład firmy zachodnie jeszcze 20 lat temu, wygrywały z krajowymi, bo one umiały wyzyskiwać pracowników, a my tego nie potrafiliśmy. Trzeba zrozumieć, że zarówno pracownik musi być wyzyskiwany, jak i kapitalista musi być wyzyskiwany. Proszę zwrócić uwagę, jak się polscy producenci bronią przed Biedronkami i tego typu supermarketami? Że oni z nich wyzyskują i zmuszają do obniżki. To bardzo dobrze! Dzięki temu w supermarketach są tanie towary, więc ten handlowiec musi wyzyskiwać kapitalistę, on z kolei musi wyzyskiwać swoich pracowników, a my dzięki temu będziemy mieli dużo tanich i dobrych towarów. Praca polega na wyzysku. Wyzysk jest rzeczą dobrą, a nie złą.
Jeżeli ja mam żonę, to ja ją muszę wyzyskać, aby żona zrobiła dobry obiad, podała go na obrusie a nie na gazecie, żeby dzieci miały guziki przyszyte, koszulę wyprasowaną i tak dalej. Żona z kolei musi mnie wyzyskać, żebym przyniósł pieniądze do domu, bo to obowiązek męża, ona musi mnie wyzyskać żebym dywany wytrzepał, stare meble wyrzucił, gwoździe poprzybijał, dzieciom skórę przetrzepał jak będzie trzeba. Krótko mówiąc, takie ciężkie prace, których kobiety nie powinny wykonywać. Wzajemnie musimy się wyzyskiwać. Jeżeli ja nie będę żony wyzyskiwał i powiem: „Kochanie, świetnie, że dzisiaj nie zrobiłaś obiadu, przyrządziłaś zupę w proszku i podałaś na gazecie” no to będzie niedobrze. Jeżeli żona powie: „Kochany, dobrze, że się samorealizowałeś i wydałeś całą pensję na dziwki i wódkę”, to będzie w domu bród, smród i ubóstwo. Musimy się oboje wyzyskiwać.
Tak samo jest w gospodarce, bo jej celem nie jest dobro człowieka pracy, tylko dobro konsumenta. Nie po to są szpitale, żeby dobrze było lekarzom i pielęgniarkom, tylko po to, żeby dobrze było pacjentom. Nie po to jest fabryka butów, żeby szewc kapitalista zarobił, tylko po to żebyśmy my mieli dobre buty. I człowiek pracy musi stać na dwóch łapkach przed człowiekiem konsumpcji. Konsument jest ważny w gospodarce, a nie człowiek pracy. Wszystkie te partie dbają tylko o ludzi pracy. To jest rzecz niedopuszczalna. Musimy dbać nie o człowieka pracy, tylko o człowieka po pracy. Bo to jest ten sam człowiek.
Proszę to dobrze zrozumieć. Podział biegnie nie między kapitalizmem a robotnikiem, bo to jest jedna banda. To jest gang, który chce obrabować konsumenta. Każdy z nas jest człowiekiem konsumpcji. Ja przez 8 godzin jestem człowiekiem pracy, ale po godzinie 16 jestem człowiekiem konsumpcji. W nocy jestem człowiekiem konsumpcji. Do 18 roku życia jestem człowiekiem konsumpcji. Na emeryturze, na chorobowym, czy na urlopie jestem człowiekiem konsumpcji. Człowieka pracy ile jest? 15%. Dlaczego te 15% ma uciskać 85%?
Spójrzmy na to z tego punktu widzenia. Socjaliści wygrali, bo przekonali ludzi, że oni są ludźmi pracy. Dzisiaj człowiek pytany o to kim jest odpowiada, że ślusarzem, inżynierem, urzędnikiem. A kiedyś człowiek odpowiadał, że jest miłośnikiem przyrody, zbieraczem znaczków i tym podobne. Na spotkaniu towarzyskim nie wolno było spytać gdzie kto pracuje i ile zarabia. Dżentelmen o pieniądzach nie mówi, dżentelmen pieniądze ma. Dzisiaj siebie widzimy jako ludzi pracy i dlatego nas interesuje rola szewca, a nie to, żeby szewc miał buty. I to jest bardzo ważna zmiana kulturowa.
A nie uważa Pan, że problem może leżeć również w mentalności ludzkiej? Człowiek, który staje się właścicielem sklepu czy zakładu może zacząć traktować innych ludzi z góry? No bo on jest tym panem-właścicielem?
Pamiętam jak kiedyś pewna dziennikarka napisała reportaż z Rosji, to było ponad 20 lat temu, po przemianach ustrojowych, że czemu ci kapitaliści traktują tak ludzi z góry? Nie chodzi o to, że ich wyzyskują, tylko czemu ich tak traktują? I ona napisała, że wie dlaczego. Bo oni czytali w prasie, że kapitalista okropnie wyzyskuje robotników. I jak oni założyli własną działalność, to chcieli pokazać, że są prawdziwymi kapitalistami. Czytali propagandę komunistyczną i w nią uwierzyli! A tak oczywiście nie jest.
Przytoczę tutaj de Tocquevilla, który pisał, że mentalność anglosaska jest zupełnie inna. De Tocqueville mówi tak: „Kiedyś pojechałem do Anglii i chciałem się zapoznać z programami produkcji rolnych. Rozmawiałem z lordem, który zaprosił mnie do siebie do zamku, na obiad. Zaprosił 30 najlepszych rolników, którzy przyszli na obiad i wspólnie rozmawiali”. Oni nie byli lordami, a czuli się u tego lorda jak sąsiedzi. Natomiast we Francji było to niemożliwe. Ten w zamku czuje się oddzielony barierą od swoich sąsiadów, czego przykładem była rewolucja, której w Anglii nie było.
Musimy zrozumieć, że jesteśmy hersztem bandy, ale herszt bandy siedzi przy ognisku ze swoimi bandziorami, dzielą mięsiwo i tam są kłótnie o podział łupu, ale od tego są metody cywilizowane, że herszt dostaje połowę, a reszta dzieli się drugą połową. Tak w kraju cywilizowanym działa banda.
Pytanie podsumowujące. Jak powinno wyglądać idealne państwo według Janusza Korwin-Mikkego?
Przede wszystkim muszą być wprowadzone dwie zasady. Pierwsza to praworządność, czyli istnieje jakieś prawo, które jest zrozumiałe. W Polsce prawo nie jest ani proste ani zrozumiałe. Nawet Sąd Najwyższy czasami ogłasza, że nie jest w stanie zrozumieć o co chodziło ustawodawcy. Profesor Rzepliński był kiedyś podobno u Aleksandra Kwaśniewskiego, jakieś 20 lat temu i zwrócił uwagę na to, że prawo jest niejasne. A ten mu odpowiedział, że takie powinno być. Ono im bardziej jest niejasne, tym bardziej bezkarni są złodzieje. Trzeba więc ustalić jasne i proste prawo. Sądy powinny być niezależne od państwa, a wyroki powinny być wykonywane, co wszystko jak widzimy, nie jest spełnione.
Po drugie, powinien panować wolny rynek. Rząd nie powinien w ogóle wtrącać się do gospodarki a sejm uchwalać ustawy ogólne a nie bezpośrednie. Jeżeli jest wolny rynek to może być nawet i republika. Ja jestem osobiście monarchistą, bo uważam, że czasem zdarzają się zawirowania na osi tych trzech władz i wtedy ktoś powinien wkroczyć i to uporządkować. Taki król spędza czas na polowaniach, powinien wydawać pieniądze na kochanki a nie urzędników, bo jest wtedy znacznie taniej. I wtrącać się wtedy, kiedy przyjdzie na to czas. My mamy polityków, którzy uwielbiają się we wszystko wtrącać. Przypominam, że gdy Polska sięgała daleko na wschód po Smoleńsk, to urzędników było 500. I umieli rządzić dużym, potężnym państwem. Także nie ma żadnej konieczności, aby taka biurokracja istniała.
Jestem monarchistą, bo monarchia ma wiele zalet. Gdy umiera król, to potem przychodzi młody królewicz a wraz z nim nowi towarzysze zabaw. Państwo się odmładza, zrzuca skórę. W demokracji jest tak, że gdy wygrywa prezydent to połowa narodu go nienawidzi. Natomiast króla wszyscy kochają. Jak urzędnik coś zrobi źle to urzędnik jest zły a nie król. I oszczędza nam to, co 4 lata wielkiej awantury, bo po królu przychodzi dany od Boga następca i ludzie nie mają obaw moralnych. Jest jeszcze jedna zaleta monarchii. Następca króla jest uczony od 1-go roku życia. Jego uczą, tresują, co wolno królowi a czego nie wolno. A dziś prezydentem zostaje facet, który jeszcze wczoraj był elektrykiem i pojęcia nie ma o niczym, bo jedyne co umie to przemawiać na wiecach i wrzeszczeć. Kwalifikacje są dosyć średnie, prawda?
Dla państwa jest bardzo ważne, aby król był uczony w specjalnej szkole. To jest skandaliczne czemu ulegają ludzie, nawet monarchiści, twierdzący, że powinna być demokracja a król powinien być w zwykłej szkole jak zwykły poddany. Nie, to ma być człowiek tresowany na króla. Proszę przeczytać „Książę i żebrak”, to bardzo pouczająca książka, gdzie ten książę chciał uciec, bo miał dość tej tresury na króla. To bardzo ciężka szkoła. A dzisiaj mamy do czynienia z teatrem. Może być nawet republika, byle nie demokracja.
Czym się różni republika od demokracji? Teraz mamy idealny przykład, gdzie prawo chce czegoś, a lud chce czego innego. Mamy idealny przykład, gdzie Trybunał mówi, że prawo to coś tam, a PiS, który ma złą większość mówi, że większość jest po jego stronie. Otóż w republice wykonuje się prawo, a w demokracji wykonuje się wolę ludu. I dlatego nie może być państwo demokratyczne, tylko państwo prawa. Zaleta tego jest taka, że wola ludu jest kapryśna i ona może większością głosów powiedzieć, że Panu trzeba obciąć głowę lub pozbawić Pana majątku.
Najlepszym przykładem działania państwa prawa jest przykład Michała Drzymały. W Wielkopolsce, która była pod zaborem pruskim wydano przepis, że Polak, gdy wykupi ziemię, nie może na niej wybudować domu. Michał Drzymała zamieszkał z rodziną na wozie na czterech kołach. Starosta oświadczył, że jest to dom i trzeba go stamtąd wyrzucić. Polak odwołał się do sądu i sąd orzekł, że jak to jest wóz, to starosta nie ma prawa go wyrzucić. I koniec. Starosta przychodził jedynie codziennie i sprawdzał, czy ten Drzymała przesunął wóz o 10 centymetrów na dowód tego, że jest to wóz a nie dom. Ten Polak mógł w obcym państwie bronić swojej sprawy. W Polsce starosta by Michała Drzymałę wyrzucił od razu. Jesteśmy więc za rządami prawa a nie demokracji.
Dziękuję serdecznie za rozmowę.
Dziękuję również.