Ludzie jak bogowie
Uszczęśliwione twarze, wyrzucone w górę ramiona, sterczące sztywno kciuki. Ścieżka kariery, warsztaty, produktywność, wyzwanie, sukces. Poranny jogging, energiczny uścisk dłoni, serdeczny grymas. „And all the children are insane”1 ... Współczesny świat pędzi (ok. 30,287 km/s!). Ludzie także pędzą, choć nieco wolniej. Pędzą, podróżują, skaczą ze spadochronem, robią selfies, brylują na portalach społecznościowych i podejmują wyzwanie z Ewą2. Jednocześnie z upodobaniem szufladkują ludzi o innym trybie życia jako zgorzknialców, nudziarzy, dziwaków i snobów.
To przypomina cywilizację, w której wszystkie lokale każdego kraju serwują wyłącznie golonkę z piwem. Nawet jeśli na myśl o wspomnianym daniu struga śliny zaczyna spływać ci po brodzie, po dwóch miesiącach takiej diety będziesz przypominać pythonowskiego grubasa i eksplodujesz. Ostatnią twoją myślą prawdopodobnie będzie wspomnienie chudej maminej ogórkowej, pożeranej w dzieciństwie... Pomyśl teraz o wegetarianach. Wychudłych, postękujących łachmaniarzach, podróżujących po świecie z nadzieją, że gdzieś, za horyzontem, leży kraina, w której odpoczną od wszechobecnego zapachu tłustego mięsiwa. Zakładając, że owy wonderland nie istnieje, pozostają im trzy wyjścia: uprawa wątłej włoszczyzny we własnym ogródku, codzienne pożeranie golonki ze łzami w oczach oraz efektowne samobójstwo. Rzecz jasna idealnie byłoby, gdyby w hipotetycznym, przytłuszczonym świecie budki z kebabem współistniały z Green Way, dostosowując rynek do zróżnicowanych gustów konsumentów. Niestety, zamiast tego „bladzi zjadacze zup”3 zostają uderzeni w głowę kulinarnym dekalogiem, który rozróżnia potrawy „dobre” od „złych”. Gastronomiczne metafory jeszcze nigdy mnie nie zawiodły.
Z badań tzw. „Amerykańskich Naukowców” wynika, że od dwudziestu do pięćdziesięciu procent społeczeństwa stanowią introwertycy. Cyfry te oznaczają liczbę osób, które z dużym prawdopodobieństwem przez większość życia będą wysłuchiwać pomocnych uwag krewnych i znajomych królika: „wyluzuj się”, „nie siedź tak cicho”, „przestań się izolować”, „na pewno z tego wyrośniesz”. Ekstrawertyczni mesjasze pobudki niewątpliwie mają szlachetne, ale nie potrafią dostrzec, że ich owieczki pomoc uważają za zbędną, wręcz drażniącą.
W gronie bliskorodzinnym sprawa wygląda podobnie. Porzućcie nadzieję na zrozumienie, dzieciątka! Oto w wyobraźni drżących matek rysują się obrazy waszej namiętnej epistolografii z pedofilem w wyciągniętym podkoszulku, wizje paczuszek heroiny ukrytych pod dywanem oraz zakapturzeni koleżkowie z sekty. Postawni ojcowie na spędach rodzinnych narzekają na zdziczenie i nieuprzejmość potomstwa. Rzecz jasna nie jest to jedyny słuszna prawda o rzeczywistości – generalizować jest nieładnie! Lecz jakkolwiek optymistycznie nie spojrzeć na opisywane zjawisko, nie da się zaprzeczyć, iż w wielu familiach introwertyczny znaczy - dziwny. A tu siurpryza - introwertyzm nie jest oznaką pryszczatej rebelii, pretensjonalną pozą na intelektualistkę ani zapowiedzią rychłego wypuszczenia duszy. Jest cechą charakteru. O czym ekstrawertyczny świat zdaje się zapominać.
Kopanie introwertyków przez szeroko pojęty system wyraźnie widać już w gimnazjum, ale to na etapie ponadgimnazjalnym natężenie zjawiska powoduje stan wręcz przedrakowy. Nauczyciele bezlitośnie ostrzeliwują uczniów pociskami „matura” (kaliber 8 mm), przypominając, że egzamin ustny z polskiego mają szansę przeżyć wyłącznie uczniowie wygadani, otwarci, odporni na stres. Dla introwertyków myśl o prowadzeniu dziesięciominutowego monologu jest prawdziwym koszmarem. I ponownie, niewiele w tym winy nauczyciela. To przywodzi na myśl cytat, fałszywie przypisany Albertowi Einsteinowi: „Każdy jest geniuszem. Ale jeśli zaczniesz oceniać rybę pod względem jej zdolności wspinania się na drzewa, to przez całe życie będzie myślała, że jest głupia.”4
Jednakże panującej modzie na doskonałość trzeba oddać sprawiedliwość: niezaprzeczalnie promuje działanie. Samorozwój, praca, zdrowy tryb życia to wartości piękne. Tylko chełpliwość i nachalność – już niekoniecznie.
Zatem nie przemawia do mnie gloryfikacja amerykańskiego, rozgadanego lifestyle’u. Nie stajemy się podobni bogom. Łakniemy sukcesu na pokaz, całujemy lustrzaną taflę i niemo obserwujemy poczynania Ministerstwa Prawdy5, które starannie wymazuje ze słowników słowa „przygnębienie”, „porażka”, „śmierć”. Świat, w którym samoświadomość i trzeźwa ocena rzeczywistości mają mniejsze znaczenie aniżeli gonienie króliczka, nie wydaje mi się zdrowym miejscem. Prędzej czy później owi łowcy zorientują się, że żyją w iście lynchowskim uniwersum, gdzie pod jasnym niebem kłębi się robactwo, a sowy nie są tym, czym się wydają.6
1 „(...)I wszystkie dzieci są szalone”; The Doors „The End”
2 Ewa Chodakowska
3 Parafraza fragmentu „Biednych ludzi w kościele” Artura Rimbaud
4 Autor cytatu nieznany
5 George Orwell „Rok 1984”
6 David Lynch „Miasteczko Twin Peaks”