- Faktycznie, przejechałem psa, ale był to nieszczęśliwy wypadek. Jechałem dużym citroenem, nie wiedziałem nawet co się stało. Dopiero po całym zajściu żona do mnie zadzwoniła i mi to powiedziała - mówi Tomasz Olczyk. - To był pies sąsiadów, bardzo już wiekowy. Musiał wyjść zza samochodów. Gdy tylko dowiedziałem się o sprawie poszedłem do sąsiadki z przeprosinami. Życia zwierzęciu to nie zwróci, ale moje sumienie nie pozwalałoby zachować się inaczej - dodaje komendant, który udowodnił już swoje zaangażowanie w trosce o bezbronne psy. W styczniu bieżącego roku wyciągnął ze śmietnika trzy bezdusznie wyrzucone szczenięta. Dwa z nich udało się uratować. Wtedy nazywany bohaterem, dzisiaj odsądzany od czci i wiary.
- Przykro czyta się takie opinie ludzi, którzy nawet mnie nie znają. Bardzo przejąłem się przejechaniem tego psa, a później pojawiły się te komentarze. Nigdy nie zrobiłbym czegoś takiego celowo! - mówi Tomasz Olczyk.
Może przed napisaniem czegoś w internecie warto najpierw dwa razy to przemyśleć?