"Nieodpowiednie metody wychowawcze, naruszenie tożsamości religijnej i kulturowej dzieci, ograniczenie kontaktów z rodzicami biologicznymi dzieci i ich najbliższą rodziną, podejrzenie stosowania przemocy fizycznej i psychicznej, stworzenie niewłaściwej atmosfery wśród wychowanków".
- W mojej ocenie sekwencja zdarzeń pokazuje, że od początku chodziło rozbicie naszego Rodzinnego Domu Dziecka, o poniżenie i zdyskredytowanie nas w oczach społeczeństwa - mówi pan Grzegorz, którego kontrolowano już kilkanaście razy i jak do tej pory wyniki ukazywały niemal idylliczny ideał rodziny. Opinie kolejnych psychologów brzmią jak laurka na cześć świętych: "otwarci na dialog, wrażliwi na potrzeby innych, nie kierujący się emocjami, dbający o tożsamość rodziny, traktujący dzieci podmiotowo, rozumiejący ich dorastanie i zmiany".
Z zarzutami wystawionymi "w ciemno" pan Grzegorz absolutnie się nie zgodził. Odpowiedział zarządowi powiatu, punktując złamanie prawa, niedotrzymanie warunków umowy z fundacją oraz braku możliwości wglądu do protokołu i odniesienia się do niego na etapie tworzenia zaleceń pokontrolnych. Pismo o wstrzymanie postępowania do czasu wyjaśnienia sprawy otrzymało także Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie a o wszystkich błędach powiadomiony został Rzecznik Praw Dziecka.
- Po tym obiegu korespondencji otrzymałem wiadomość o zabraniu dzieci - mówi pan Grzegorz, któremu "dorzucono" jeszcze doniesienie do prokuratury.
O kulisach sprawy i nieznanych faktach czytaj jutro w "Gazecie Lokalnej".