Ale ja się troszkę zapędziłem w swoich wywodach i dzisiaj nie chcę rozprawiać o pieniądzach jako takich, ale o pieniądzach konkretnych.
W Wydziale Promocji znowu świeci pustka, w wyniku czego radni w ubiegłym tygodniu debatowali nad przesunięciami w budżecie. Okazało się bowiem, że zbliżają się imprezy, a nie ma środków na ich odpowiednią realizację. Sam burmistrz przyznał, że wstydził się, gdy dawał gościom z Japonii wizytówki zamiast fikuśnych kubków, czy innych gadżetów, więc fajnie by było, jakby tych pieniędzy było więcej.
Tę potrzebę pieniądza rozumiem. Promocja jako taka jest niezwykle ważna, a większość ludzi jest wzrokowcami. Widoki, jakie zapamiętają z wizyty w Łęczycy to ich sprawa, ale zapamiętają także to, co będą trzymali w łapce. I jak delikwent zobaczy wypchaną torbę gadżetami, z całą pewnością o wiele przyjemniej pomyśli o tym miejscu, niż gdyby miał trzymać wizytówkę burmistrza. W pełni to rozumiem.
Nie rozumiem natomiast innej rzeczy. Bo, wiecie, gdy się projektuje budżet na następny rok, jest coś takiego jak kalendarz (bywa przydatny) i się widzi wyraźnie kluczowe imprezy, tudzież święta, które w mieście będą obchodzone.
Podejrzewam, że przy projektowaniu budżetu domowego jest podobnie, tyle, że wówczas mówimy o miesiącu. I wtedy liczymy: „Aha, wtedy są imieniny, tutaj urodziny dziecka, do tego muszę spłacić ratę, a do tego rachunki” i tak dalej i tak dalej. I stety lub niestety, gospodarujemy tym, co mamy. O nagłych wydatkach mówimy wtedy, gdy ktoś bliski zachoruje, czy zdarzy się jakiś inny losowy wypadek, ale generalnie kroimy tym materiałem, co mamy.
Jak ma się to do wydatków na promocję? Ano tak, że tych nagłych, losowych wydatków jest znacznie za dużo.
Rozumiem wydatki na gadżety, wizyty, które często wypdają na ostatnią chwilę lub jakieś fajne pomysły, na które wpadniemy w kwietniu, ale jeszcze w grudniu w życiu byśmy o nich nie pomyśleli etc.
Z tym, że z tego co widziałem, te przesunięcia dotyczą np. zabawy sylwestrowej czy obchodów Święta Niepodległości. Czyli świąt, imprez, które w kalendarzu walą nam zazwyczaj czerwonym kolorem po oczach.
Więc, albo przy projektowaniu ktoś zapomniał o tych imprezach, albo w wyniku złej gospodarności po prostu brakło pieniędzy. I ta czy ta wersja nie brzmi zbyt przychylnie. A przecież jeszcze wcześniej – tutaj mogę się mylić, więc proszę mnie poprawić – przesuwano również pieniądze na obchody rocznicy Bitwy nad Bzurą.
A orkiestra dęta z Włodzimierza Wołyńskiego? Zapewne kojarzycie, że goście z Ukrainy pojawili się podczas Barw Jesieni. I nie chodzi o to, żeby nie przyjeżdżali, ale pamiętam jak na komisji burmistrz zwracał się do radnych, aby ci przesunęli pieniądze na ten cel. Kiedy nie chcieli, burmistrz powiedział, że zaproszenie już wysłał. Jak to nazwiecie?
Tak krawiec kraje jak mu materii staje – ja odnoszę dziwne wrażenie, że akurat ten krawiec, siedząc pod utkanym przez siebie kocem, chce sobie przykryć szyję, ale robi to na tyle niefortunnie, że przy okazji odkrywa sobie nogi. I potem mówi, że mu zimno.