A więc tak – z jednej strony radni mówią „dość” i mają dość czekania i klepania się po plecach. W wyniku czego postanawiają zrewitalizować ulicę Górniczą, która może być początkiem stworzenia drogi objazdowej, którą miasto może zrobić we własnym zakresie. I przy dobrej współpracy ze starostwem i gminą, a myślę, że taka sytuacja może mieć miejsce. Więc przeznaczają środki na ten cel.
Z drugiej strony mamy burmistrza, który chce dokonać czegoś historycznego. I nie piszę o tym z ironią, ale całkem serio. No bo.. o obwodnicy mówi się i mówi, a jeśli burmistrzowi uda się to dopiąć, no to dopiero będzie coś. W wyniku tego było to spotkanie październikowe, jest przygotowywanie koncepcji, czyli dostosowywanie się do zaleceń byłego wicemarszałka. Wicemarszałek powiedział, że trzeba zrobić to i to? Więc robimy to i to!
Ale radni nie dali kasy burmistrzowi na przygotowanie koncepcji. Czy to zniechęciło burmistrza? Ano nie, bo idzie dalej, według słów wicemarszałka, który przecież jest osobą poważną.
Dlatego mam pewien problem, aby wyrobić sobie opinię. Bo, moim zdaniem, obie strony mają pewną rację. Z jednej strony było to przecież oficjalne spotkanie, padały różne zapewnienia. Cięzko więc traktować to spotkanie, jak spotkanie przy kawie. Z drugiej strony… ile Łęczyca czeka na dobrą drogę objazdową/obwodnicę? Ano… trochę czeka. Czy chce nam się czekać długo i dłużej, czy w końcu sami weźmiemy się za robotę, nie patrząc na innych?
Jeśli coś jest prawdą, to to, że ta obwodnica/droga objazdowa gdzies się musi zacząć, a gdzieś się musi skończyć. Kto wie, może to własnie opracowanie koncepcji rewitalizacji ulicy Górniczej będzie pierwszym krokiem? A może właśnie to wspólne stanowisko gminy i miasta?
Dla mnie jest to obojętne czy będzie to droga pod nazwą „obwodnica” czy „droga objazdowa”. Myślę, że wszyscy czekamy po prostu na końcowy efekt.
A może by tak zrobić takie wyzwanie? Radni dają te 10 tys. zł burmistrzowi i każdy idzie we własnym kierunku? Burmistrz robi jedną koncepcję, radni drugą… i na koniec okaże się kto ma rację?
***
Będą uchodźcy! Nie będzie uchodźców! Temat gorący niczym talerz z mikrofali (bo tradycyjnie, talerz jest zawsze cieplejszy niż jedzenie).
Już kiedyś przedstawiałem swoje stanowisko w tej sprawie, ale nie zaszkodzi powtórzyć.
Bo myślę, że ludzie, którzy są za przyjęciem uchodźców i argumentują to tym, że „przecież Polacy też wyjeżdżają”, popełniają jeden, poważny błąd myślowy.
Otóż, tak. Polacy wyjeżdżali i wyjeżdżają. Róznica między naszymi rodakami a uchodźcami polega na tym, że Polacy wyjeżdżali do pracy. Na pewno zdarzały się sytuacje, kiedy ktoś próbował naciągnąć sprawę na swoją korzyść i wyjeżdżał dla socjalu.
Ale zdecydowana większość wyjeżdżała do pracy. Ciężko pracując, śpiąc w barakach i powoli, powoli dorabiając się. Lub śląc pieniążki do rodzin w Polsce.
Natomiast tutaj mamy przypadek, kiedy grupa ludzi dociera do innego państwa nie po to, aby pracować. Oj nie. Przyjeżdża po pieniądze, bo z góry mają zapewnione, że je otrzymają. Otrzymają pieniądze, wyżywienie, nocleg… pełne wsparcie.
Czy ci ludzie nauczą się naszego języka?Czy ci ludzie zgodzą się pójść pracować po 12 godzin na umowę zlecenia? Zdecydowanie nie.
Na tym polega różnica. A argumentacja o bogactwie kulturowym i tych wyjazdach Polaków, jest moim zdaniem, bardzo krzywdząca wobec ludzi, którzy wyjeżdżali.