Na tę chwilę, jeżeli my, jako mieszkańcy, w większości akceptujemy ten pomysł (oczywiście muszą go jeszcze zaakceptować radni), pozwólmy działać. Jest takie mądre powiedzenie – nie myli się ten, co nic nie robi. Więc burmistrz coś robi. Czy się pomyli? Czas pokaże.
Widząc to całe zamieszanie z kolejką, nasunęły mi się dwie sceny, które, moim zdaniem, idealnie mogą zobrazować całą sytuację.
Pierwszą sceną jest sytuacja, kiedy otrzymałem prezent na gwiazdkę. Miałem wtedy lat około 5 i pamiętam, że w modzie były takie kolejki elektryczne. Zawsze chciałem taką mieć. Zawsze, czyli znając mój temperament, od jakiegoś tygodnia przed gwiazdką. Niemniej, wola posiadania zaistniała. Oczywiście rodzice spełnili życzenie dziecka i kupili mi kolejkę. Ta radość była nieopisana. Patrząc na pudełko, oczami wyobraźni, puszczałem pocąg z pasażerami do Wąchocka i z powrotem. A co! W momencie otrzymania prezentu, wszelki apetyt nie minął i głównym celem wieczoru było złożenie tejże kolejki i jej debiut. Pucołowatymi paluchami zacząłem wyciągać plastikowe tory, wagony i ciuchcię. Na propozycję pomocy od taty kwitowałem „ja siam!”. Zacząłem więc składać, ukladać, wytykać jęzor na wszystkie strony i z pełnym skupieniem na pączkowatej gębie starałem się stworzyć to, co było przedstawione na obrazku. Niestety, ta przeklęta ciuchcia nie zrozumiała mojej myśli technicznej i jeden z elementów popsułem popsuł się sam. Zamiast pięknego koła wyszła jakaś gruszka, ciuchcia zrobiła z dwa kursy, po czym walnąłem ją w kąt i słuch po niej zaginął.
Filmoznawcy zapewne pamiętają film: „Rodzina Addamsów”. Czarna, pełna groteski komedia o patologicznej, wróć, specyficznej rodzinie. Jedna z głównych postaci, Gomez Addams miał kilka hobby, którym oddawał się całe dnie. Jednym z nich była kolejka elektryczna. Pamiętam tę wielką, piękną makietę, która stała w jego pokoju. Mini miasto, wzgórza, pagórki, mosty... Kilka pociągów z wagonami, pasażerami, wszystko idealnie dopieszczone. On to potem oczywiście wysadzał, ale chciałbym, abyście się skupili na tej pięknej makiecie, a nie punkcie kuliminacyjnym jego hobby. Innym przykładem pięknego odwzorowania, była makieta w filmie: „Sok z Żuka” (Beetlejuice). Podając przykłady tych makiet, chcę pokazać, że widać było, że są tworzone przez pasjonatów. Przepiękne makiety, przepiękne budynki i wesoło jeżdżący pociąg. A nie jakaś gruszka z jednym wagonem...
Zmierzam do tego, że warto dać szansę kolejce wąskotorowej. To, czy za kilka lat będzie przypominała piękną, filmową makietę czy gruszkę zbudowaną przez 5-latka, zależy od samorządowców. I to w nich cała nadzieja.