Niestety, im wcześniej zaczynamy, tym szybciej mi się to nudzi. Bo, dzięki tym pięknym wystawom ja mam dość świąt, zanim one w ogóle się zaczną. Wchodząc do sklepu bardziej mnie mdli od tych świątecznych melodyjek a wyskakujące zewsząd wesołe grubaski w czerwonych kubrakach, przypominają mi o smutnym obowiązku kupienia czegoś na święta.
Nie tak to ma chyba wyglądać. Nie mam pretensji do ludzi, którzy korzystają ze świątecznego szału zakupów i tlumami walą do sklepów, po to, żeby skorzystać z promocji. Każdy chce oszczędzać i za jak najtaniej kupić jak najwięcej, to rozumiem.
Bardziej boli mnie to, że święta z roku na rok wydają się być coraz bardziej materialne. Że zaczyna rządzić nami zwykła kalkulacja. Potem przychodzą same święta i mamy swoje schematy do odbębnienia. Tu rodzina przyjedzie, tam trzeba do rodziny pojechać, tu trzeba okna umyć, a tam wytrzepać dywan… I tak w tym całym pędzie i w tym napiętym harmonogramie zapominamy o aurze, jaka ma świętom towarzyszyć.
Aaa no i trzeba obowiązkowo powysyłać życzenia. Może się narażę niektórym, ale te życzeniowe wiązanki, jakie otrzymuję, uważam za tandetne. I chyba lepiej bym się czuł, jakbym ich nie otrzymywał.
Już wyjaśniam, do czego zmierzam. Chodzi mi o te słynne rymowane łańcuszki życzeniowe, jakie są słane poprzez SMS-y, maile lub poprzez media społecznościowe. Bo oczami wyobrażni widzę jak to wygląda – kopiuj, wklej, wyślij do wszystkich. Smutny obowiązek wysyłania życzeń odbębniony w 10 minut. Zadanie wykonane.
Dlatego bardziej doceniam suche „wesołych świąt” powiedziane osobiście, bądź wysłane, ale wówczas mam przekonanie, że ktoś zadał sobie trudu, żeby te dwa słowa napisać. I lepiej się wówczas czuję. Bo tych tandentnych rymowanek nigdy nie lubiłem. O Mikołaju z jajem i karpiem z ku…., no może nie będę kończył.
Oczywiście jest też zwyczaj wysyłania kartek świątecznych, ale obawiam, się, że to przepadnie wraz ze starszym pokoleniem. Jeśli są młodzi, którzy kultywują ten zwyczaj, to naprawdę miło.
Zazdroszczę więc dzieciom ich entuzjazmu i pozytywnej energii, jaka im towarzyszy z okazji świąt. Coś, czego bym życzył właśnie dzieciom, jak i dorosłym, to tego, aby każdy poczuł tę słynną magię świąt. Nie reklamową, związaną z kupą prezentów, ale taką prawdziwą.
Magię, tę nutę metafizyki i coś, czego nie da się kupić. Czego nie da się wyprodukować. Coś, czego nie zważymy, choć wagę poczujemy. Coś bezwonnego, choć o silnej nucie i coś, czego temperatury nie zmierzymy, a poczujemy ciepło.
I tu dochodzę do drugiego zdania, jakie mam o świętach. To właśnie ta magia.
Nie ma chyba innych świąt, które tak bezpośrednio wymuszają na nas to słynne pojęcie bycia dobrym.
Ściskamy w ręku opłatek, czy to w gronie rodzinnym, czy ze znajomymi i choć czysta dyplomacja wymusza na nas podzielenie się z kimś, z kim aktualnie nie chcemy się dzielić i zlożenie życzeń powodzenia komuś, komu tego nie życzymy. Jedni się ugną, inni nie, to osobista sprawa.
Zmierzam jednak do tego, że to czyni każde święta niepowtarzalnymi. Bo za rok, w tym samym gronie możemy już się nie spotkać. Życie lubi płatać figle, a jeszcze bardziej uprzykrzać nam egzystencję na tym łez padole.
Znowu te same twarze? Za rok może ich nie być. Jestem z kimś skłócony? Kto wie, może to jedyna okazja, aby się przeprosić.
Dlatego, korzystając z okazji zbliżających się Świąt, chciałbym życzyć Wam przede wszystkim tej magii. Abyście, skladając życzenia, nie czuli tego, jako smutnego obowiązku, lecz przypływ chęci i dobrej woli. Abyście przez te Święta nie czuli pustego schematu odbębniania postawionych zadań, lecz, żeby to właśnia ta magia była motorem napędowym Waszych dzialań.
Nie, bo muszę, lecz, bo chcę.
Życzę tego zarówno sobie, jak i Wam. Aby te Święta nie były powtarzalną iluzją, lecz najprawdziwszą magią. Magią, której nie da się powtórzyć, a którą chcemy doznać.