Panta rhei – rzekł kiedyś Heraklit z Efezu, czyli, że wszystko płynie, wszystko się zmienia i dlatego dwa razy nie wejdziemy do tej samej rzeki. I może byłbym skłonny zgodzić się z tą tezą, gdyby nie fakt, że skoro wszystko ulega zmianie, to dlaczego, do cholery, zawsze w styczniu, stawiany jest nam dylemat: dać, czy nie dać?
Chociaż, trochę to uogólniłem, bo tak naprawdę, przed takim dylematem stajemy codziennie. Co rusz organizowana jest akcja wspierania kogoś, czegoś przez coś. W skrócie, akcja pomocy.
Nie mam nic przeciwko pomaganiu. Wręcz przeciwnie. Uważam, że pomagać warto, choćby i dla własnej satysfakcji. Mam wiele natomiast, przeciw, że tak to określę, wyłudzaniu pomocy. Handlu moralnością.
Każdy inaczej postrzega dane zjawisko. Składają się na to nasze zmysły, nasz światopogląd, et cetera. Ja, gdy widzę w telewizji chore dziecko, słyszę w tle smutną muzykę i jeszcze smutniejszy głos lektora, odczuwam wówczas automatyczną niechęć do wysłania SMS’a, czy przelania pieniążków.
Moje poczucie moralności, w tym momencie mówi jasno – nie. Jednak, gdy ktoś zdecyduje się na taki akt pomocy, nie krytykuję go, nie wskazuję palcem, ani nie namawiam do zaprzestania. Jest to jego decyzja.
Więc… pomoc… Gdybym spróbował zdefiniować pojęcie pomocy, określiłbym ją jako świadomym (choć nie zawsze), dobrowolnym aktem działania. Postawiłbym plus przy takim działaniu, ponieważ uważam je za dodatnie. Za coś, czego wstydzić się nie powinniśmy i coś, co, w chociaż minimalnym stopniu, niweluje działanie negatywne, czyli zła. Jeżeli ktoś oczywiście wierzy w pojęcia dobra i zła.
W takim razie dlaczego coś, co jest dobre, rozpala wśród nas ogień złej dyskusji, która kończy się na klasyfikowaniu ludzi i ich obrażaniu? Nie mam tutaj na myśli wyrażania opinii, bo jak człowiek żyje, tak prawo do opinii ma, jednak niemalże zawsze, traktujemy sprawę czysto personalnie. I wtedy na zwykłych opiniach się nie kończy.
Myślę, że tutaj leży problem. Zbyt osobiście podchodzimy do niektórych spraw i jeżeli spotkamy osobę, której opinia różni się od naszej, z automatu zakładamy, że jest to atak na naszą osobę.
Chodzi oczywiście o Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy, która podejmuje starcie z akcjami katolickimi, Caritasem włącznie. Po co to? Przecież obie akcje skupiają się na tym samym – na pomaganiu, czyli działaniu dodatnim. Dlaczego szukamy więc plusów dodatnich i ujemnych?
Moje pojęcie moralności mówi mi, że obklejenie się serduszkami nie uczyni ze mnie dobrej persony. Kupienie zgrzewki zniczy nie spowoduje, że na Sądzie Ostatecznym będę miał taryfę ulgową. Bo dobrocią i wartościami dodatnimi, niestety, jeżeli wierzymy, jak pisałem wcześniej w pojęcia dobra i zła, musimy wykazywać się zawsze. Nawet wtedy, gdy tego nie widać.
Ale nam przecież nie o to chodzi. My chcemy pokazać, że jesteśmy dobrzy. Niech inni wiedzą, jacy z nas łaskawcy. Dlatego wracam do wcześniejszego pojęcia – handlu moralnością. Bo jestem przekonany, że choć w obu akcjach nie chodzi o ten handel, to jednak my, w naszym poczuciu, tak to będziemy traktowali.
Żeby było jasne – w tym tekście w żaden sposób nie odnoszę się do pracy wolontariuszy, którzy poświęcają swój czas, energię, a niekiedy i zdrowie, aby w pełni przysłużyć się akcji. Bywa i tak, że to właśnie osoby, które najwięcej się udzielają, mają najmniej do powiedzenia, ponieważ… one po prostu robią. Działają, w zdrowy sposób, zachęcając do tego przy okazji innych, ale to całe działanie napełnione jest zazwyczaj pozytywną energią. Oni nie mają czasu na komentowanie, oni mają czas na pracę. Stąd mój luźny wniosek, że najwięcej do powiedzenia mają ci, którzy tak naprawdę nic nie robią.
Jednak, jeżeli pomoc potraktujemy jako ten dobrowolny akt działania, potraktujmy to jako sprawę prywatną. Iście prywatną. Prezydent Andrzej Duda przekazał narty na licytację. Z kolei Wojciech Cejrowski oficjalnie zdementował informację mówiącą o tym, że niby coś przekazał na WOŚP, dodając, że nie popiera tej akcji. Jak należy potraktować obie informacje? Nijak. Ot, po prostu. Jeden dał, drugi nie. Koniec dyskusji. My natomiast, lubimy dodawać do tego teorie, szukając dziur tam, gdzie ich nie ma.
I myślę, że gdyby obie sprawy potraktowano z taką samą dozą dystansu, wszelkie dyskusje już dawno by się zakończyły. Popieram obie akcje? W porządku. Popieram jedną, drugą krytykuję? W porządku. To są moje pieniądze, które zarobiłem i moim świadomym, dobrowolnym gestem jest wesprzeć jedną z akcji. Albo żadnej z nich.
Ale… przecież, gdybyśmy w milczeniu skupili się na tym, co robimy, byłoby zbyt nudno, prawda?