Jeżeli o mnie chodzi, to nie mam nic przeciwko Halloween. Nie doszukuję się w tym drugiego dna, dla mnie jest to po prostu kolejny rodzaj zabawy. I nic więcej. Zgodzę się jednak z niektórymi sceptykami, ponieważ czasem niepotrzebnie, aż tak ślepo, czerpiemy wszystko z tego „lepszego” Zachodu.
Uważam, że nie jest to nasza tradycja, nie nasz klimat, ale nie mam zamiaru bić krzyżem po głowach tych, co przebiorą się za ducha. Ba! Jakbym dostał zaproszenie na halloweenową imprezę, to pewnie sam bym poszedł przebrany za… nie wiem, może rondo, żeby straszyć naszych samorządowców.
O tym, że tradycja halloweenowa ciężko przyjmuje się w małych miastach, niech świadczy pewna historia, którą zasłyszałem od kolegi jakieś dwa lata temu. Zresztą, przeczytajcie sami:
„Środek tygodnia. Godzina około 19, więc ojciec szykuje się do telewizyjnego maratonu. Nogi wyciągnięte, kawka zrobiona, papierosy naszykowane. Odpala telewizor i ogląda wszystkie programy informacyjne. Jak leci. Taki zwyczaj… No i nagle dzwonek do drzwi. Ojciec zrywa się żeby otworzyć. Po drodze idą najróżniejsze przekleństwa, bo ktoś właśnie ośmielił się przerwać jego wieczorną tradycję. Otwiera drzwi, patrzy, a tam… trójka małych duchów. No i ojciec patrzy na nich, oni na niego. Konsternacja, chwila ciszy. I nagle te małe duchy krzyczą chórem: „Cukierek albo psikus!”. Ojciec zdębiały na nich patrzy. Patrzy. I mówi: „Cukierek.” Po czym… wziął garść cukierków z ich torby i zamknął drzwi.”
Więc, zwolennicy niech się bawią. Krytykanci niech krytykują. Czy tradycja u nas się przyjmie? Czas pokaże.
***
- Coś tak się wystroiła? Gdzie leziesz?
- Na cmentarz.
Niby nieśmieszne, ale takich memów jest pełno w naszym internecie. To jest trochę smutne tak naprawdę, bo jeżeli mowa o tradycjach, to o ile Halloween ciężko u nas się przyjmuje, to Grobbing wszedł jak w masło.
Grobbing, czyli sarkastyczna nazwa cmentarnego pokazu mody, jaki ma miejsce w Dzień Wszystkich Świętych.
Nie żebym miał coś przeciwko ludziom dobrze ubranym. Broń Panie Boże. Jednak amnezja niektórych co do miejsca, w którym się znajdują i jaki dzień obchodzą, jest zatrważająca.
Czy naprawdę jesteśmy aż takimi egoistami, że nawet ten jeden, szczególny dzień, zabieramy zmarłym? Czy naprawdę zmarły zwróci uwagę na to, jak jesteśmy ubrani? Czy będzie mu robiło różnicę, że ta kurtka jest kupiona na ten sezon, ale, niestety, kiecka jest zeszłoroczna, bo brakło piniendzy?
Jak we wstępie – dostanie mi się za ten felieton, ale co się poradzi. Są rzeczy, których przemilczeć nie mogę, a folklorystyczne podejście do święta nieprawdopodobnie mnie drażni.
Tak samo jak drażni mnie ten dziki wyścig na najładniejszy grób. Niech uderzy się w pierś ten, kto nigdy nie był świadkiem wyścigu na największy znicz, najdroższy znicz, najładniejszą wiązankę, czy co tam można wymyślić.
Nie jestem przeciwnikiem czczenia pamięci o zmarłych. Wręcz przeciwnie, uważam, że to święto jest piękne. Jest wyjątkowe, bo raz w roku główną rolę pełnią zmarli. I to na nich powinniśmy się skupić. Jeżeli wierzymy (a zakładam, że wierzymy, bo to święto katolickie, obchodzone przez katolików) to zmówmy modlitwę, zakupmy mszę za zmarłych, myślmy o nich w tym szczególnym dniu, bo tego potrzebują, a nie do cholery szala z lisa, zniczy za 100 zł i popcornu w ręku.
Co niektórym święta się pomyliły. Albo ja nie nadążam za postępem. Jeżeli nie nadążam to… jestem szczęśliwy, że nie nadążam.
***
Nie będzie ronda? Nie będzie obwodnicy? Nie będzie niczego?
Trochę sarkastyczne pytania, których odpowiedzi boję się usłyszeć.
To, że skrzyżowanie ulic Kaliskiej i Konopnickiej do najbezpieczniejszych nie należy, to wiemy wszyscy. Że coś by wypadało z tym zrobić, to wiemy wszyscy. Kto dokładnie powinien się tym zająć, również wiemy wszyscy.
Nie znam odpowiedzi na to, czy bezpieczniejszym rozwiązaniem byłyby światła, czy jednak rondo. Wiemy natomiast, że rondo na pewno nie powstanie, bo o to zadbał burmistrz.
Czy mieszkańcy będą mu wdzięczni, czy wręcz przeciwnie, to w przyszłości się okaże. Na tę chwilę jest inna rzecz, która mnie intryguje.
Radni nieprawdopodobnie się wściekli na to, że burmistrz wysłał pismo do Zarządu Dróg Wojewódzkich, w którym napisał, że rezygnuje z ronda. Może nie tyle o sam fakt wysłania pisma, ale o sposób poinformowania radnych.
I tu jest najciekawiej. Od razu zaznaczam, że jeżeli było inaczej, niż tak, jak za chwilę napiszę, to biję się w pierś i przepraszam tutaj i teraz, a nawet w przyszłym felietonie.
Burmistrz na początku tego roku wysłał to sławetne pismo. Bodajże w lipcu odbyło się spotkanie mieszkańców ulicy Konopnickiej na jednej z komisji, gdzie wspólnie szukali rozwiązania na temat poprawy bezpieczeństwa na drodze. Padały propozycje ronda. Nie pamiętam, aby burmistrz wstał i powiedział „Kochani, o rondzie zapomnijcie, ponieważ dotrzymałem obietnicy przedwyborczej i wysłałem już w styczniu pismo do ZDW, w którym uprzejmie zrezygnowałem z ich pomysłu”. Powtarzam, jeżeli padły takie słowa, to przepraszam.
Na sesji natomiast, burmistrz wyciągnięty za język, dopiero wtedy udzielił odpowiedzi. Czemu? Przecież nie ma się czego wstydzić, to była obietnica przedwyborcza, która w dodatku została spełniona.
Nie pamiętam, aby burmistrz powiedział na którejś z sesji, na której byłem, że wysłał pismo.
To radni (niezależnie od formy) musieli wyciągnąć informacje w tym temacie.
Ponownie nasuwa się pytanie – czemu? Przecież to nie jest ogórek, aby to kisić.
Burmistrz powiedział, że informował radnych o swoim zamiarze, że często powtarzał, że rondo jest złym rozwiązaniem. A czy równie często powtarzał, że wysłał pismo?
Mówić, a działać, to dwie różne rzeczy, o czym zresztą często powtarzają nam politycy.
***
Wybory, wybory i po wyborach. Pisałem przed wyborami, więc czemu miałbym nie napisać krótkiego podsumowania powyborczego?
Problem jedynie polega na tym, że wszystkie głowy mądrzejsze ode mnie (głupsze niestety też) powiedziały już wszystko na ten temat.
Nic twórczego nie odkryję.
Jeżeli chodzi o rzeczy, które mnie zainteresowały, to wypowiedź jednego z socjologów. Ogólnie to było coś, co mnie zaskoczyło. Pozytywnie.
Otóż w jednym ze studiów siedział pan redaktor (albo redaktorzy) z zaproszonymi gośćmi. No i ci goście tam wysilają się na jakieś konkstruktywne opinie, dziennikarze też kombinują, co by tu ciekawego powiedzieć. W końcu od 4 godzin mówią to samo.
I nagle, niespodziewanie, jeden z zaproszonych gości, doktor socjologii (nazwiska nie pamiętam) mówi mniej więcej:
- Ludzie! Z czego wy się cieszycie?! O czym wy mówicie?! Ponad połowa Polaków nie poszła głosować i to jest problem! O tym, jaki będzie rząd, będziecie jeszcze mieli czas, żeby pogadać!
Facet miał 100 procent racji. Dziennikarz skonsternowany jego wypowiedzią, a zarazem jej tonem, starał się to jakoś zagrzebać i zmienić temat rozmowy. I ponownie mnie to zdziwiło. Bo w końcu zaprosił socjologa do studia. Chciał z nim gadać o przegubach w samochodach?
38,37%. Mówi to Wam coś? Tak, to frekwencja w mieście Łęczyca. 41%? To frekwencja w powiecie łęczyckim. Jednym słowem – bieda. Chciałbym napisać, że Syria, ale jeszcze mi zablokują ten felieton.
To jest tragedia i całkiem poważny problem. Ludzie mają dosłownie w dupie, to co się wokół nich dzieje. Po zasiłki wyciągną łapki pierwsi. Gdy wóda i fajki zdrożeją, pierwsi będą protestować. Ale… polityka ich nie interesuje.
Więc, niech nie interesuje dalej.