Odnoszę dziwne wrażenie – a tekst jest naprawdę krótki przecież – że mimo to, część popatrzyła jedynie na zdjęcie i tytuł.
Komunikat wydał urząd województwa łódzkiego, a nie urząd miasta, to po pierwsze. Po drugie komunikat brzmi bardzo jasno, cytat:
„Informujemy, że w związku z postulatami przedstawionymi przez panią Monikę Kilar-Błaszczyk, wykonującą zadania i obowiązki Burmistrza Łęczycy, Wojewoda Łódzki Zbigniew Rau podjął decyzję o zwróceniu się do Starostwa Łęczyckiego z prośbą o przedstawienie wniosku dotyczącego wsparcia Szpitalnego Oddziału Ratunkowego w Zespole Opieki Zdrowotnej w Łęczycy. Wojewoda Łódzki wyraził gotowość przekazania środków finansowych w przypadku zaistnienia uzasadnionych okoliczności.”
Co rozumiemy na podstawie tego komunikatu? Szybkie streszczenie: wojewoda zwróci się do starosty z prośbą, aby starosta przedstawił wniosek dotyczący wsparcia SOR-u. A sam wojewoda chce dać hajsy. Ale sam z siebie nie może, bo pewnymi procedurami musi się kierować.
Dlaczego rozkładam to na czynniki pierwsze? To proste, bo mam deja vu.
No przecież bardzo bliźniaczo było z zamkiem, kontraktem terytorialnym i renowacją. Jeszcze niczego nie zrobiliśmy, jeszcze nic nie zostało osiągnięte i tak dalej, a już była kłótnia o to czyj to sukces! Czy senatora Błaszczyka czy może burmistrza Lipińskiego, czy może klucznika Gerwazego!
Pomieszanie z poplątaniem, a skończyło się na tym, że zostaliśmy z palcem w d… nocniku. I jakoś już nie ma kłótni, ani nie jest jasno określone, kto zawalił sprawę. A szkoda, bo opinia publiczna powinna jasno i klarownie wiedzieć, kto jest odpowiedzialny za taki stan rzeczy.
Podobnie jest z tym komunikatem wojewody, który składa się tylko z dwóch zdań. Kto się lansuje i kto zbiera niedojrzałe owoce. Mnie to nie interesuje.
Daj Panie Boże, aby komunikat był zgodny ze stanem faktycznym. Daj Panie Boże, aby starostwo złożyło wniosek, a wojewoda dał pieniądze. Daj Panie Boże, niech te pieniądze fizyczne trafią do szpitala.
I wtedy, niech się dzieje wola nieba. Niech się kłócą wszyscy razem i każdy z osobna. Niech lecą wióry i niech nawet krew się poleje, ale PO FAKCIE!
Problem naszego łęczyckiego piekiełka polega głównie na tym, że sam siebie się nakręcamy. I o ile z tym nakręcaniem jeszcze może jakoś dalibyśmy radę, to piachem w naszych trybach jest fakt, że robimy to, zanim cokolwiek zaczęliśmy robić.
Nie ma sensu przygotowywać się na łubudu. Łubudu już się dzieje.