reklama

Okiem Kucharza: Nauka to potęgi klucz. Ale rankingi też są spoko

Opublikowano:
Autor:

Okiem Kucharza: Nauka to potęgi klucz. Ale rankingi też są spoko - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

AktualnościJak to leciało? Ucz się dziecko, ucz. Nauka to potęgi klucz. Nauka to dar Boży, który Ci w życiu drogę otworzy. Pamiętam, że kiedyś dostałem kartkę z taką rymowanką. Nie tak dawno postanowiłem poszperać po internetach i znaleźć autora lub pełną wersję, ale jak się okazuje, te wersje trochę się różnią.Generalnie, tematyka jest ta sama – nauka to potęga, klucze, wrota, szczęście… bla, bla, bla. Uświadomiłem sobie, że te słowa po prostu ładnie brzmią, mogą służyć motywacji, jednak wraz z wiekiem dociera do mnie, że to w zasadzie patetyczny bełkot.Bo teraz rządzą rankingi, procenty w kubkach na maturze i mniejsza lub większa liczba nawiązanych znajomości. Wiedzą, to my najwyżej możemy błysnąć przy telewizyjnych teleturniejach lub przy rozmowach ze znajomymi.Ostatnio na łamach naszego portalu opublikowaliśmy informację o tym, że I LO im. Kazimierza Wielkiego figuruje na liście 500 najlepszych liceów w rankingu „Perspektyw”. Znalazły się tam dwie inne szkoły średnie z Łęczycy, co w zasadzie napawa dumą. W skrócie – nie mamy się czego wstydzić.Jednak, jak to zwykle bywa, zdania są podzielone. Jedni uważają, że to bardzo dobre miejsca. Drudzy uważają, że to są bardzo niskie miejsca. Z kolei trzeci uważają… nic nie uważają. Ja zaliczam się z całą pewnością do tego trzeciego grona. To znaczy, gratuluję sukcesu (bo z pewnością jest to sukces) wszystkim szkołom. Natomiast nie przywiązuję większej wagi do tego. Traktuję to jako swego rodzaju ciekawostkę. I nie chodzi mi o to, kto ten ranking robił, bo niezależnie od autora rankingu i zajętego miejsca, ta informacja nadal byłaby dla mnie jedynie ciekawostką.

Bo największa magia i czarnoksięstwo dzieją się w samych szkołach. Od dobrych kilku (lub nawet kilkunastu) lat wszyscy, jak jeden mąż, narzekamy na poziom edukacji w polskich szkołach. Każda grupa, która narzeka, szuka jednego arcywroga odpowiedzialnego za taki stan rzeczy. I z tym się zgadzam. Poziom edukacji nie jest wybitny. Ale, czy to tylko i wyłącznie wina nauczycieli?

Na podstawie własnych doświadczeń, obserwacji i wiedzy zaczerpniętej z opowiadań znajomych, dochodzę do wniosku, że nie. Wszyscy, czyli rodzice, dzieci i nauczyciele, maczamy palce w sukces ucznia, jak i jego porażkę.

Nie jestem rodzicem (przynajmniej nic o tym nie wiem), ani nigdy nie miałem ambicji, aby być nauczycielem. Wiem jedno – to nigdy nie jest łatwa rola. Są niestety sytuacje, kiedy to rodzic wyrządza większą krzywdę dziecku, niż zły nauczyciel. Bo rodzic chce być dumny ze swojego dziecka. Traktuje dziecko jak bezcenny skarb (to normalne) i nie dopuszcza do siebie sytuacji, kiedy obca osoba nie tylko obniża wartość skarbu, ale również ustala cenę – na koniec roku maksymalnie trója.

Ojj, to boli. Przecież moje dziecko w przyszłości będzie prezydentem lub papieżem. Więc z jakiej paki ma mieć tróję z przyrody?! Rozumiecie, co mam na myśli? I czasem, to ładowanie, często swoich niespełnionych ambicji, w dziecko, powoduje, że ono też jest uwięzione w pewnym schemacie.

Z drugiej strony natomiast, mamy dzieci, które, niezależnie od ambicji rodziców, zrobią wszystko, aby się wykpić z problemu. Dostałem lufę z kartkówki? Wina nauczyciela, po co takie trudne pytania dawał. Czemu nie zapowiedział, tylko kazał wyjąć kartki? Lufa z powodu braku pracy domowej? Przecież ten kretyn nic nie mówił o pracy domowej! Lufa z odpowiedzi? Ale mamooo… nauczyciel miał pytać Bartka, ale jego nie było w szkole, to spytał mnie! Skąd mogłem wiedzieć, że będzie mnie akurat pytał?! Przecież są inne dzieci! Uwziął się na mnie!

I jak ma rodzic nie uwierzyć dziecku, które z miną smutnego szczeniaczka i oczkami wielkości płyt chodnikowych oświadcza, że to nie jego wina?

 Mam tu na myśli wczesne etapy edukacji, czyli szkoła podstawowa i gimnazjum, gdzie zarówno rodzic, jak i nauczyciel muszą znaleźć złoty środek dyplomacji. Aby rodzic miał pewność, że jego pociecha nie jest ofiarą prześladowań nauczyciela, a nauczyciel miał pewność, że rodzic rozumie, że dziecko w przyszłości wybitnym fizykiem nie zostanie.

Później do gry wchodzi szkoła średnia, gdzie uczniowie powoli zaczynają decydować o swojej przyszłości i muszą ponosić bezpośrednią odpowiedzialność za swoje decyzje. W skrócie – wrota dorosłości. Jednak, co udowodniono naukowo, nie wszyscy dorastamy wraz z wiekiem i odbiorem dowodu osobistego zaświadczającego naszą pełnoletność.

I tutaj również pojawia się problem, bo nikt nie lubi, kiedy ktoś udowadnia nam naszą niewiedzę. Kiedy ktoś publicznie wytyka błędy w rozumowaniu, co czyni z nas półgłówka na forum klasowym. A ile osób jest w stanie, po latach patrząc na sytuację chłodnym okiem, stwierdzić, że w szkole średniej mogli inaczej podejść do danego przedmiotu?

Nie chcę być tutaj adwokatem nauczycieli, bo sam nauczycielem nigdy nie byłem, więc ciężko jest mi się wczuć w rolę. Staram się na to patrzeć z perspektywy ucznia, bo wiem doskonale, że za lwią część ocen odpowiadałem sam. Często kombinując w najgłupszy sposób. Dlatego uświadamiam sobie, że za moją pomyślną przyszłość nie odpowiada tylko i wyłącznie wybór dobrego gimnazjum, szkoły ponadgimnazjalnej, czy szkoły wyższej. Owszem, mogą okazać się pomocne, a dobry nauczyciel może mnie odpowiednio zmotywować, ale nie są to jedyne czynniki ostatecznego rachunku.

Pisząc o tym, przypomniało mi się, jak urząd miasta zorganizował szkolenie dla nauczycieli w domu kultury. Byłem, widziałem, słuchałem… Szczerze? Nie będąc nauczycielem, wiem, że ludzie prowadzący to szkolenie (bez wątpienia profesjonaliści i osoby doświadczone) nie powiedzieli absolutnie nic nowego, ani odkrywczego. Mówili o podejściu do ucznia, wyglądzie szkoły (włącznie z kiblami), zaangażowaniu rodziców… czyli coś, co wszyscy wiemy.

Bo tak naprawdę wszyscy doskonale wiemy, że jest źle. Wiemy doskonale, kto za to odpowiada. I wiemy doskonale jak się do tego zabrać, aby stan edukacji naprawić. Czyli, niech za naprawę weźmie się ten, na kogo wskażemy palcem. A może by tak, w myśl słów Fisza, chcąc naprawiać świat (w domyśle edukację), zaczniemy od siebie?

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE