W Łęczycy odbywa się debata publiczna nad ee… nad tym co jest królem Pontaru. Sum czy szczupak? Na debatę przychodzi 100 osób, zaproszeni się specjaliści, którzy będą służyć jako naukowa pomoc i rozpoczyna się debata. A właściwie, to rozpętuje się piekło.
Głos najpierw zabierają notable, którzy wyrażają swoją opinię, a potem – z racji otwartości dialogu – do głosu dopuszcza się zebranych. Wyobrażacie sobie, że każdy z zebranych zabiera głos? To ile tam będziemy siedzieli? Przy założeniu oczywiście, że każdy z nich ma coś, niestety lub stety, ciekawego do powiedzenia.
A niestety, bywa tak, że zabierany głos nijak ma się do tematu, a jedynie o niego zahacza. Słyszymy więc pana x, który mówi o tym, że: „Szczupak jest król wody jak lew jest król dżungli”, po czym pan y zabiera głos i mówi: „A kiedyś ty widział lwa w dżungli?”.
I zamiast rozmawiać o szczupakach i sumach, rozmowa toczy się na temat lwów, dżungli, jaszczuroludzi, ostatniego odcinka Klanu, na iluminatach kończąc.
Do gry wchodzi więc prowadzący (lub prowadząca), który ma zapanować nad rozgardiaszem. I kurde, jak ja współczuję tej osobie w tej wyimaginowanej sytuacji.
Dopuścić resztę do głosu? No, ich prawo. Zabrać głos, bo widzimy w jakim kierunku zmierza ta dyskusja? Zaraz ktoś krzyknie, że prawo do głosu jest mu zabierane, a przecież on koniecznie musi na głos powiedzieć, aby ta ciapa przestawiła to swoje fioletowe Tico, bo on wyjechać nie może.
Niezależnie od tego, jak to się skończy, mamy niemalże 100% pewność, że ktoś z sali wyjdzie niezadowolony.
Więc po co ta debata, skoro ustalenia żadne?
Nie ma dobrych debat. Są tylko źle przeprowadzone.
***
Czy Żołnierze Wyklęci byli bohaterami czy bandytami?
Po raz kolejny obserwuję gorącą dyskusję w tej sprawie (i nie ostatnią zapewne), jednak nie chcę tutaj wyrażać swojej opinii o Żołnierzach Wyklętych, a jedynie o prowadzonych dyskusjach.
Otóż, moim skromnym zdaniem, trochę niesprawiedliwie podchodzimy do tematu, bo koniecznie chcemy znać wynik – jeden czy zero. Dobrzy czy niedobrzy? A to jest jednak zbyt złożona sprawa, aby stawiać takie wyniki.
Bo to jest tak samo, jakby dwaj emerytowani nauczyciele spotkali się ze sobą i przy piwie wspominali swoje lata pracy.
- A pamiętasz klasę B z rocznika ’80?
- Aaaa, pamiętam, pamiętam. Same łobuzy tam były.
- Tsooo?! Klasa B z rocznika ’80? Co ty gadasz?
- No ta. Pamiętasz tego Filipka co ciągle jarał w kiblu i podpalił ławkę w piętnastce?
- No pamiętam. Ale słuchaj, nie pamiętasz Bożenki? Złota dziewczyna, same celujące. To dobra klasa była.
To jak w końcu z tą klasą B z rocznika ’80?
Zmierzam do tego, że niezwykle ryzykowne jest generalizowanie działań szeroko pojętej grupy na podstawie czynów jednostek.
Kurde! Jak pięknie to zabrzmiało.