reklama

Okiem Kucharza: O basenie raz jeszcze…

Opublikowano:
Autor:

Okiem Kucharza: O basenie raz jeszcze… - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

AktualnościPrzyznam się bez bicia, że nie spodziewałem się tego, że mój poprzedni felieton wywoła aż tak żywą dyskusję w temacie budowy basenu.Chcę podkreślić jedno – ja nie jestem przeciwnikiem basenu w naszym mieście. Wręcz przeciwnie, chciałbym, aby w naszym mieście powstał basen. Dla wielu z nas byłoby to nie tylko wygodne, ale dawało dodatkową alternatywę dla spędzenia wolnego czasu w mieście, które nadmiarem atrakcji akurat pochwalić się nie może.I tak przykładowo, jeślibym chciał wykorzystać jakoś wolny czas, to nie musiałbym wsiadać w samochód/szukać autobusu, aby pojechać na basen, ani nie musiałbym namawiać znajomych, aby pojechali ze mną (w kupie raźniej, nie?), tylko wziąłbym sprzęt i poszedł niedaleko dać upust wodnym szaleństwom.Zaoszczędza się i na pieniądzach (dojazd), jak i na czasie (dojazd). A frajda ta sama. Ta perspektywa brzmi naprawdę fajnie, miło i przyjemnie.ALE.W tym wszystkim mam na myśli albo basen, który został wybudowany przez prywatnego inwestora, albo basen miejski (tak, tak – miejski), tyle, że taki, który da gwarancję, że ten obiekt się utrzyma.A jaką mamy gwarancję, że jeśli nawet z pomocą środków zewnętrznych udałoby się wybudować ów basen, to  ten by się utrzymał przez kolejne 10 lat? Że miasto nie musiałoby dokładać coraz to większych sum na jego utrzymanie, bo sprzedaż biletów/karnetów by spadała, bo coś by się psuło lub coś by trzeba było wymienić lub, bo pracownicy by chcieli podwyżek i tak dalej i tak dalej?Jak to mówią samorządowcy – budżet nie jest z gumy.

Musimy mieć pewną świadomość tego, że jeżeli coś jest miejskie, to jest to, z jednej strony nasze, ale z drugiej strony na naszym utrzymaniu. Tyle, że tego nie widzimy w sposób bezpośredni, bo te wszystkie opłaty ukryte są w podatkach.

Czy gdybym przedstawił Wam taką możliwość, że: okej, budujemy basen. Załóżmy, że udaje się go wybudować przy niewielkim nakladzie ze środków własnych (czyli dostajemy dofinansowanie  na budowę basenu z Unii, Ministerstwa czy Atlantydy, nieważne).

Co dalej? Ano, trzeba to jakoś utrzymać. Więc, mamy zbudowany basen, ale nie mamy pieniędzy na jego utrzymanie. W wyniku tego, od domu do domu chodzi miły pan z Urzędu Miasta, który bierze od każdego mieszkańca 50 zł miesięcznie. I tak co miesiąc, przez cały rok. Mogłoby również dojść do sytuacji, że te pieniądze nie wystarczają i zamiast 50 zł, bierze od nas 75 zł.

I powiedzcie sami – nie czulibyście goryczy, gdybyście płacili co miesiąc 50 zł, a potem szli na ten sam basen i musieli zapłacić dodatkowo za bilet bądź karnet? Tak wiem doskonale, że przedstawiam w tej chwili ten zły scenariusz, w którym basen może sam się nie utrzymać. Ale czy jest to aż tak nierealne?

Pieniądze publiczne brzmią fajnie, bo po prostu ich nie widzimy jak je wydajemy. Dlatego też perspektywa budowy basenu miejskiego tak kusząco brzmi i ja to rozumiem, choć z drugiej strony własnie to określenie miejski powoduje, że pozostaję sceptykiem w tym temacie.

Ta żywa dyskusja, o której wspomniałem na początku ma swoje plusy i minusy. Jak napisałem tydzień temu – jest to tylko moje zdanie. Nikomu nie chcę go narzucić, nie chcę nikomu nic wmawiać. Przedstawiam jedynie przesłanki, jakimi się kieruję, a które powodują wyciągnięcie ostatecznego wniosku.

Uważacie inaczej? Jak najbardziej proszę, podzielcie się tym w komentarzach. Być może Wasze argumenty spowodują, że zmienię nastawienie wobec budowy basenu miejskiego w naszym mieście, nadie es perfecta.

Uważacie, że jest miejsce, aby postawić taki basen? To wskażcie. Uważacie, że teoria o tym, że to mieszkańcy będą utrzymywali ten basen jest błędna? Wyjaśnijcie mi dlaczego. Bardzo możliwe, że ponownie padłem ofiarą pustego hasła. Nie wykluczam tego.

Tylko po prostu… podajcie argumenty. Ciężko jest zmienić zdanie w danym temacie, kiedy nie zna się argumentów drugiej strony.

***

Dzisiaj będzie trochę dłużej, bo mam jeszcze jedną sprawę.

Pan Zbigniew Hołdys i pani Agata Młynarska. Co łączy te dwie osoby?

Zamieszanie, jakie powstało wokół nich, a jakie wywołali oni swoimi działaniami i słowami.

Ci, którzy znają obie sytuacje, zapewne wyrobili sobie zdanie w tym temacie. Ja tutaj pokrótce spróbuję przedstawić, o co w tym wszystkim chodzi. Więc zacznę może od pana Hołdysa.

Otóż pan Hołdys, jak wiemy, często zabiera głos w sprawach politycznych i nie omieszka wbijać szpilek obecnej władzy. Jedni pochwalają takie zachowania, inni niekoniecznie – jak to w demokracji bywa.

No i pod jednym z jego tekstów zamieszczonych na profilu facebookowym, pewien pan, podając się z imienia i nazwiska, napisał co myśli o obecnych działaniach pana Hołdysa. Była to kulturalna wypowiedź (jak na standardy internetu), w której ów pan napisał, że jest fanem muzyki pana Hołdysa, ale obecne zaangażowanie się w spory polityczne panu Hołdysowi, jako artyście nie służy i polecił mu, aby ten zaprzestał dalszego komentowania sceny politycznej.

Możemy się zgodzić z wypowiedzą tego pana lub nie. Co w odpowiedzi zrobił pan Hołdys? Otóż napisał do pracodawcy komentującego (komentujący na swoim profilu FB miał zaznaczone miejsce pracy), że dziwi się oficjalnemu stanowisku pracodawcy wobec działań muzyka.

Tak, pan Hołdys potraktował wypowiedź komentującego jako stanowisko jego pracodawcy tylko i wyłącznie dlatego, że pan zaznaczył na swoim profilu miejsce, w którym pracuje. Pracodawca natychmiast odpisał, że nie utożsamia się z poglądem swojego pracownika, a jego zdanie było zdaniem prywatnym.

Ale zamieszanie wokół tego wszystko powstało, a niesmak pozostał.

Druga sytuacja dotyczy pani Agaty Młynarskiej, która zdecydowała się spędzić wakacje we Władysławowie. Problem jednak polegał na tym, że do Władysławowa pojechali też inni ludzie, co ewidentnie pani Młynarskiej przeszkadzało, a czego nie omieszkała wypomnieć w swoim poście.

Pokrótce, narzekała na figurę Polaków, zachowania Polaków – określając ich „Kiepskimi” i tym samym nawiązując do postaci Ferdynanda Kiepskiego ze znanego nam serialu.

Opinia publiczna natychmiast się oburzyła i określiła, że zachowanie pani Młynarskiej było niestosowne.

Jak napisałem wcześniej – każdy, kto zna oba tematy, swoje zdanie już zapewne ma. Ja tutaj chcę zauwazyć inną rzecz.

Naszym chłopakom brakuje luzu Brakuje nam dystansu do siebie. Niezależnie od tego, czy jest to celebryta, czy zwykły pan Iksiński. Po prostu, czasem niepotrzebnie, zbyt wiele rzeczy odbieramy personalnie, traktując to zazwyczaj jako atak.

I tak pani Młynarska zachowała się, jakby panowie z dużymi brzuchami robili na złość jej jeżdżąc nad morze wtedy, kiedy ona jeździ, a pan Hołdys zachował się tak, jakby ów komentujący popełnił ogromne przestępstwo pisząc na jego profilu, że nie zgadza się i nie popiera tego, co artysta robi.

Problem obu osób polega na tym, że są to celebryci i ich opinia natychmiast idzie w świat, ale bądźmy szczerzy, niemal codziennie spotykamy się z podobnymi przypadkami, kiedy ktoś niepotrzebnie się o coś obraża.

Pozostaje jedynie zadać pytanie – czy naprawdę warto budować tarczę z dumy w świecie, w którym bezpośredniość jest aż tak dostępna?

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ

Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM

e-mail
hasło

Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

logo