reklama

Okiem Kucharza: Ora et labora

Opublikowano:
Autor:

Okiem Kucharza: Ora et labora - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

AktualnościWakacje. Wakacje i czas urlopów. Czas po raz kolejny pokazał, że jest nieubłagany i za nic w świecie nie idzie go zatrzymać. Albert Einstein powiedział, że znamy miliony sposobów na zabicie czasu, ale nie znamy ani jednego, aby go wskrzesić. Coś w tym jest… Niemniej, kończy się czerwiec, co się wiąże z tym, że nadszedł czas fizycznego i umysłowego lenistwa. Ładowanie akumulatorów, czerpanie radości z urlopów et cetera. Przynajmniej w teorii tak powinny wyglądać dwa najbliższe miesiące. Jak będą wyglądały, chyba większość z nas wie – o wakacjach zaraz wspomnę, lecz jeśli sprawa tyczy się urlopów, to zazwyczaj wykorzystuje się ten czas na malowanie mieszkań czy zrobienie porządków na działce, bo przecież zawsze nam czasu na coś brakuje.Jeśli zaś miałbym wspomnieć o młodzieży szkolnej i okresie wakacyjnym…  Pewnego pięknego dnia zasłyszałem rozmowę trzech licealistek, w której to dwie mówiły o swoich wakacyjnych planach. Natomiast jedna wyrwała się ze schematu i odrzekła, że chciałaby przez te wakacje popracować i szuka aktualnie jakiejś dorywczej pracy, chociaż na miesiąc. Reakcja koleżanek była jednoznaczna – psiapsióła zwariowała. No bo jak to?! Jak można pracować w wakacje?! A na mnie wywarło to ogromne wrażenie, ponieważ nie przypominam sobie, abym jakiekolwiek wakacje chciał spędzić pracując. Lipcowe slońce tak spalało moje zwoje mózgowe, że nawet przez myśl mi nie przyszło, żeby zająć się czymś pożytecznym. Dlatego podziwiam tę trzecią dziewczynę i życzę jej powodzenia w znalezieniu pracy. Oczywiście nie krytykuję tutaj młodzieży, która ma inne plany na wakacje, każdy ma prawo dysponować swoim czasem wedle wlasnego „widzimisię”, niemniej – prześmiewczość i krytyka alteratywnego spędzania czasu wydają mi się nie na miejscu.I tutaj jest ten punkt zwrotny, ponieważ, jak doskonale nam wszystkim wiadomo, istnieje od dawien dawna takie zjawisko jak konflikt pokoleń. Starsi krytykują młodszych, że nic nie robią i nie znają życia, natomiast młodsi krytykują starszych, że są zgredami, dinozaurami i myślą schematycznie. Patrząc na to, co się obecnie dzieje w Łęczycy, a w zasadzie na to, co się nie dzieje, muszę tutaj wziąć w obronę mlodsze pokolenie.

Wśród ludzi reprezentujących inne poglądy panuje opinia, że młodzi nie szanują pracy. Że młodzi brzydzą się pracy i że najlepiej żyje im się na koszt rodziców. Kiedyś pewna osoba duchowna powiedziała mi, że największym grzechem jest uogólnianie. I tak sobie myślę, że chyba jednak nie zgodzę się z opinią o braku szacunku młodych wobec pracy. No… bo jak mają szanować coś czego nie ma?

Pewnego (tym razem brzydkiego) dnia dostałem telefon od bardzo miłej pani, która proponowała mi ubezpieczenie od utraty pracy. Wywiązała się mniej więcej taka rozmowa:
- Jak to? – z czystej ciekawości spytałem.
- No bo wie pan… Może się pan u nas ubezpieczyć na wypadek utraty pracy – tajemniczo odpowiedziała miła pani.
-  I na czym to ubezpieczenie miałoby polegać? – kontynuowałem rozmowę, ponieważ wiedziałem, że to nie ja wykonuję połączenie.
- Wpłaca pan co miesiąc pieniążki i w przypadku utraty pracy, te pieniądze służą jako taki zasiłek i wtedy ma pan na jakiś czas dopływ gotówki – brzmiało kusząco.
- Ale proszę pani, ja nie mam pracy – bo wówczas nie miałem.
- … Tak? Ale to nie szkodzi, to pan będzie wpłacał, a potem jak pan straci pracę to pan będzie miał – argumentacja pierwszorzędna.
- Ale proszę pani… Jak mogę ubezpieczać coś czego nie mam? To tak jakbym kupował kask nie mając głowy… - rozpaczliwie starałem się bronić.
- Haha, no tak. Do widzenia.

I teraz przenosimy to na realia łęczyckie. Jak młodzi mają szanować pracę, skoro jej nie mają? Nie żylem w czasach PRL, z opowieści wiem, że wtenczas praca była obowiązkiem każdego obywatela, gdzie nawet w dowodzie osobistym wpisywany był zakład pracy, w którym delikwent pracuje. A jak nie było wpisane, a milicja skontrolowała… W pewien sposób był to przymus. I nie chcę oceniać czy czasy Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej były dobre czy złe, po prostu – były inne realia. W samej Łęczycy były zakłady pracy, do których można było skierować obywatela, a teraz?

Chyba najwyższa pora, aby napisać to wytłuszczonym tekstem, powiedzieć na glos i zaakcentować. W Łęczycy umowa o pracę jest rarytasem. I nie chodzi tutaj o lenistwo młodych czy krytykę działań obecnego burmistrza, bo przez pół roku, ciężko jest zrobić z grajdołka metropolię, ale takie są fakty. Umowa o pracę w naszym pięknym mieście jest jak pomarańcza na wigilię w czasach PRL. Więc trochę boli mnie to, że starszym jest tak łatwo krytykować młodych za to, że nie pracują, ponieważ nie jest przedstawiany cały obraz sytuacji. Nie oszukujmy się, określenie niektórych umów mianem „śmieciowych” nie wzięło się znikąd, więc jak mlodzi na takich warunkach mają się rozwijać, stawiać domy, płodzić synów i zasadzać drzewa?

Tytułowa maksyma „ora et labora” to dewiza św. Benedykta z Nursji, a znaczy tyle, co „módl się i pracuj”.  Święty starał się żyć według tych zasad, natomiast sama formuła stała się strzeszczeniem postawy ojców Benedyktynów wobec Boga i świata. Zakon powstał w 529r. (dzięki ci, wikipedio!), więc dość dawno. Dziś mamy XXI wiek, postęp i nowoczesność, a motto wydaje się być takie nierealne i odległe. Dziś, dla młodych ludzi odpowiednim hasłem byłoby: ora a laborem – módl się o pracę.

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE