Ksiądz profesor Maryniarczyk powiedział kiedyś, że jednym z największych grzechów jakie popełniamy jest generalizowanie. Mówił, że jest to kluczowy błąd we wnioskowaniu, bo często upraszczamy niewygodne fakty dla naszej korzyści, bojąc się, że wyszczególnianie niektórych zdań może doprowadzić do zburzenia naszej idealnej konkluzji.
Wiece, „każdy pijak to złodziej”.
Sam się na tym łapę, że często popełniam ów błąd. Na swoje usprawiedliwienie podam, że jestem świadom popełnianego błędu. Mea culpa i te sprawy…
No, ale dobra, dzisiaj postaram się nie grzeszyć. Zanim przejdę do sedna, chciałbym wyszczególnić jedną, niezwykle istotną rzecz. Otóż ludzie, nie wiedzieć czemu, zarzucają nam, a w zasadzie mi, że ja nie lubię pana Krzysztofa Lipińskiego.
Nie wiem skąd takie wnioskowanie i jakie przesłanki powodują wyciągnięcie takiej konkluzji, ale niech będzie. Oczywiście jest to absolutna nieprawda, bo jeślibym miał się przyjrzeć wszystkiemu dokładniej, to dojdę to wniosku, że ja wszystkich lubię.
I tutaj mamy do czynienia z istotną rzeczą. Musimy odróżnić życie prywatne od zawodowego. Bo prywatnie nikt mi krzywdy nie zrobił i mam nadzieję, że ja też nikomu nie zawadziłem. Ale jeśli mamy spojrzeć na to wszystko od strony zawodowej…
Podam taki przykład: ktoś mówi o mnie, że prywatnie jestem całkiem w porządku, ale dziennikarz ze mnie marny. Czy będę czuł do tej osoby urazę? Nie sądzę. Po prostu ocenia moją pracę, która w jej oczach wypada miernie. I tyle, bez zbędnego dodawania.
Problem mógłby się pojawić wtedy, gdyby ktoś mi powiedział, że jako dziennikarz jestem spoko, ale prywatnie jestem ch**em. Tak, wówczas miałbym do czynienia z problemem.
Podobnie jest z naszymi rajcami i burmistrzem. Ich funkcja polega na tym, że będą poddawani ciągłej ocenie i czy ona będzie korzystna czy niekorzystna, będzie zależeć od wyborców. Niestety, to taka transakcja wiązana. Jestem burmistrzem, więc muszę być przygotowany na krytykę (lub pochwały, ale w dzisiejszych czasach rzadko kto kogo chwali). Taki biznes, nie?
Więc, skoro jedna sprawa została wyjaśniona, przejdźmy do meritum. Nie chcę oceniać działań prokuratury, która umorzyła dochodzenie, bo nie wiem, jaka jest ich metodologia pracy. Nie mam bladego pojęcia, co się powinno w takich sytuacjach zrobić, oprócz tego, że według reportażu, biegły miał potwierdzić autentyczność nagrań i to, że nie były one zmanipulowane, po czym nie wzięto ich jako dowód w sprawie. No, to nawet taki laik jak ja może stwierdzić, że gdzieś popełniono błąd.
Ale z mojej strony to będzie tylko tyle, jeśli chodzi o działania prokuratury i na pewno nie stwierdzę będąc przekonanym na 100%, że śledztwo umorzono dla statystyk, z powodu lenistwa czy z powodu nacisków bliżej nieokreślonej siły wyższej.
Ciekawiej się robi, gdy przyłożymy ucho i usłyszymy echo reportażu bądź oświadczenia. Ile głosów, tyle różnych opinii, ale zauważyłem, że ludzie często nie potrafią oddzielić od siebie pewnych kwestii.
Proponowałbym, aby zostawiono na moment nazwiska: Lipiński i Budzińska i skupiono się na samym zdarzeniu.
Otóż, wyobraźcie sobie, że osoba x wchodzi do domu osoby y i mówi, że chce pożyczyć od niej kwotę z bez gwarancji zwrotu. I tyle. Nie dopisujmy do tego niczego więcej.
Czy Waszym zdaniem takie zdarzenia są na porządku dziennym? Ot tak, po prostu idziecie do znajomego i mówicie, że chcecie pożyczyć jakąś kwotę, zaznaczając, że prawdopodobnie jej nie oddacie. Cóż, plus za szczerość, ale czy to normalne?
Pamiętam, jak w lipcu pisałem, że Krzysztof Lipiński jest niewinny, dopóki nie udowodni mu się winy. I to zdanie podtrzymuję. Jednak wątpliwości, jakie powstały przy tym wszystkim, powodują, że dochodzę do wniosku, że w którymś momencie coś poszło źle. I że to „coś” nigdy nie powinno się wydarzyć i mieć miejsca.