Jeśli dobrze rozumiem przedstawianą argumentację, to celem tego, aby chronić interes pracowników. Sam Pan Bóg siódmego dnia odpoczął, to pracownik nie może? Ale tak poważniej – rzeczywiście jest tak, że w niektórych sklepach pracownicy wręcz mieszkają. Przychodzi on od poniedziałku do soboty, siedzi po 10 godzin, po czym przychodzi dodatkowo w niedzielę, bo akurat może trafi się ktoś, kto kupi kilo cukru.
Ktoś powie – to niech zmieni pracę.
No, ale z tym już nie jest tak łatwo, z wielu różnych względów. Być może mówimy o osobach, które mają około 50 lat i znalezienie nowego miejsca pracy byłoby dla nich wyzwaniem, a stan finansowy nie pozwala im posiedzieć przez jakiś czas na bezrobociu, nawet gdyby mieli oni otrzymywać zasiłek.
Moim zdaniem porada o zmianie pracy, jest w tym przypadku, uprawianiem spychologii, bo rozwiążemy problem tej jednej osoby, a co z osobą, która przyjdzie na jej miejsce?
Swoją drogą, jeślibyśmy szli tym tokiem rozumowania, to czym – w tym konkretnym przypadku – różni się pracownik sklepu od pracownika stacji benzynowej czy fabryki, którzy również muszą pracować w niedzielę, a niekoniecznie chcą?
Zakaz handlu w niedzielę miałby dotyczyć sklepów wielopowierzchniowych, aby chronić interes mniejszych przedsiębiorców. W takim przypadku, jeśli właściciel stwierdzi, że chce mieć otwarte w niedzielę, sam stanie za ladą. Czyli pracownik jest na pozycji wygranej, bo ma prawo do wolnego dnia, a właściciel niekoniecznie musi na tym stracić, bo będzie mógł mieć otwarty sklep i mieć szansę, aby „dogonić” wielkie hegemony. Albo przynajmniej, aby nie tracić na biznesie.
Nie mogę nigdzie tego znaleźć, więc jeśli macie wiedzę na ten temat, a ja bym się mylił to mnie poprawcie, ale – czy w przypadku zakazu handlu w niedzielę proponowanego przez PiS, pracownik wówczas nie może podjąć pracy, a może to zrobić jedynie właściciel?
Bo jeśli tak to mamy inny problem, ponieważ, jak pisałem są ludzie, którzy chcą mieć ten dzień wolny, a są też ludzie, którzy mogą chcieć pracować w niedzielę, aby sobie dorobić. Czy wprowadzony zakaz nie pozbawiłby ich tego? Tyle, że powtarzam, nie jestem pewien, czy akurat tak miałoby to wyglądać, więc jeśli coś więcej o tym wiecie, to dajcie znać. Co nie zmienia faktu, że gdyby to w ten sposób wyglądało, mielibyśmy do czynienia z niezadowoloną grupą.
W tym wszystkim poruszany jest także problem… hmm.. etyczny. Czy w niedzielę wypada pracować i czy niedzielę wypada wykorzystywać jako dzień służący zakupom.
Tego, to ja już nie wiem. Wiem natomiast, że brzmi to trochę jak mówienie innym ludziom, jak mają żyć, a takiego czegoś nie lubię. Nie po to Pan Bóg dał nam wolną wolę i możliwość wyboru, abyśmy sami sobie nawzajem ją zabierali. A zakazywanie innym ludziom pójścia na zakupy w niedzielę takim czymś już jest.
Jak to bywa w takich dyskusjach – ile głosów, tyle opinii. Ja nie mam zdania i na razie przyglądam się argumentom każdej ze stron z towarzyszącym mi pytaniem: kto rzeczywiście skorzysta na wprowadzonym zakazie i czy wprowadzenie zakazu jest opcjonalną formą pomocy?