reklama

Okiem Kucharza: Poprawność polityczna, czyli sztuka nic niemówienia

Opublikowano:
Autor:

Okiem Kucharza: Poprawność polityczna, czyli sztuka nic niemówienia - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

AktualnościJak coś zrobić, żeby się nie narobić? Tego złotego patentu szuka zapewne wielu z nas w momencie, kiedy stajemy przed zadaniem zrealizowania wyznaczonego celu, uwzględniając przy okazji dość średnią motywację. Bądź trudność jego realizacji.A jak gadać, żeby się nie nagadać? To pytanie wypadałoby zadać zdecydowanej większości osób publicznych. Zapewne sami macie w pamięci różnego rodzaju apele i wystąpienia z okazji różnych wydarzeń, kiedy wychodziła osoba na mównicę (bądź otrzymywała mikrofon) i gadała. I gadała. I gadała.Ze zniecierpliwieniem zerkaliście na zegarek i z szokiem uświadamialiście sobie, że minęło już 20 minut, a końca przemówienia nie słychać.Do tej pory zastanawiam się, czy osoby przemawiające w ten sposób, mają świadomość tego, że z leksza przynudzają. No i drugie pytanie, jakie sobie wówczas zadaję, brzmi: „A gdybym to ja tak miał przemawiać?”. Natychmiast sobie odpowiadam, że na pewno bym nie przemawiał, a gdybym musiał, najprawdopodobniej swoją taktykę oratorstwa również ukryłbym w potoku słów. Czyli po prostu spróbowałbym wyrobić tę normę czasową, która została mi dana. A że nawet 10 minut przemowy, to sporo czasu, to gadałbym zupełnie o niczym.W tym głębku myśli skupiałem się zawsze na samej sztuce oratorstwa, a zapomniałem o jeszcze jednym, ważnym czynniku, jaki ma ogromny wpływ na to, co powiemy i na to, co możemy powiedzieć.Poprawność polityczna.Na wikipedii znalazłem taką oto definicję tego cuda: „Sposób używania języka w dyskursie publicznym , którego deklarowanym celem jest zachowanie szacunku oraz tolerancji wobec przeciwnika w dyskusji”. Dyskusja dyskusją, ale przyznajcie sami, że w przmówieniach pewien szablon poprawności również jest stosowany.W samej teorii pojęcie poprawności politycznej brzmi naprawdę fajnie. Uświadomiono sobie w końcu, że słowa również mogą wyrządzić krzywdę i mogą być równie niebezpieczne, dlatego też, aby uniknąć pewnych punktów zapalnych, rozmówcy muszą znaleźć pewne zamienniki, które sens mają podobny, ale nie brzmią tak ordynarnie.W ten oto sposób, gdy mówimy, na przykład, o ostatecznym rozwiązaniu kwestii żydowskiej podczas II wojny światowej, musimy ze szczególnym naciskiem uważać na słowa. Jest to wydarzenie tak tragiczne i straszne, że pomijając już kulturę osobistą, po prostu nie wypada wypowiadać sięo nim chamsko. I ta szeroko pojęta poprawność polityczna w pewien sposób trzyma w ryzach osoby przemawiające.Tyle, że zawsze jest drugie dno. I odnoszę nieodparte wrażenie, że wstepny zamysł poprawności politycznej został już dawno porzucony, a obecnie samo zjawisko swoim poziomem głupoty przebiło sufit i ochoczo leci coraz wyżej. 

Nawet wikipedia mi podpowiada, że przeciwnicy poprawności politycznej nazywają to zjawisko neocenzurą. Ja tego tak nie nazwę, ale niewiele mi brakuje.

W Polsce ten problem aż tak widoczny nie jest, ale za to w Stanach Zjednoczonych jak najbardziej. Chodzi oczywiście o użwanie słów: „murzyn” bądź „czarny”. Środowiska afroamerykanów bardzo ostro reagują, gdy ktoś „biały” użyje tego określenia, wychodząc z założenia, że ten przywilej przypada tylko afroamerykanom właśnie.

I może, ale to może, byłoby to w pewien sposób do zaakceptowania, gdyby nie fakt, że z dobre kilka lat temu jakiś amerykański raper (Kanye West lub Jay-Z, nie pamiętam dobrze) zrobił sobie imprezę w klubie, na którą wpuszczał tylko… czarnych. Tamte media uznały to za normalne. Co by było w przypadku, gdyby ktoś z białej rasy zastosował podobny system weryfikacji uczestnictwa w imprezie? Chyba wolę nie wiedzieć.

Mówimy o Stanach Zjednoczonych, ale co się dzieje w Europie? Niestety, parcie na poprawność polityczną jest równie silne.

O ostatnich zamachach powiedziano i napisano już chyba wszystko, ale zwróciłem uwagę, że niektóre media wciąż panicznie boją się użyć określenia „muzułmanin”, bo może to urazić pewną grupę odbiorców. O wystąpieniach niemieckich władz nie wspomnę.

Z okazji obowiązującej poprawności politycznej i wrażliwości na to, że pewne treści powszechnie zakazane wciąż mogą być przekazywane, powstają co chwila różne organizacje i stowarzyszenia, mające na celu walkę z tym zjawiskiem.

Taką organizacją niezwykle aktywnie działającą w europejskiej piłce i współpracującą z UEFA, jest FARE (Football Against Racism in Europe), gdzie wysłannicy tejże organizacji bacznie obserwują środowiska kibicowskie, ponieważ te, poprzez flagi i przyśpiewki mogą przemycać treści narodowościowe i radykalne, czyli, według nich, po prostu rasistowskie. Bo, pamiętajmy, pojęcie rasizmu nie tylko dotyczy nienawiści do odmiennego koloru skóry, ale traktuje przede wszystkim o głoszeniu tezy na temat nierówności ludzi.

W zamyśle działalność takiej organizacji jest szczytnym celem. W praktyce okazuje się, że albo z powodu niewiedzy, albo z jakiś innych nieznanych mi pobudek, FARE oraz stowarzyszenie Nigdy Więcej raz za razem donoszą do europejskiej federacji piłkarskiej na niestosowne zachowania kibiców (nie tylko polskich, bo Chorwaci, Węgrzy i Serbowie też do ulubieńców nie należą).

I tak na przykład Śląsk Wrocław, który kilka lat temu grał w eliminacjach do Ligi Europy dostał karę finansową, ponieważ wysłannicy organizacji dopatrzyli się na stadionie nazistowskiej flagi. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że okazało się, że flaga wcale nie miała na sobie treści nazistowskich. Flaga przedstawiała jedynie… herb jednej z gmin. Kibice z tejże gminy (nie pamiętam nazwy) przyjechali po prostu na mecz i chcąc pokazać swoją przynależność wzięli ze sobą flagę.

To tak samo jakby kibice z Łęczycy wzięli ze sobą flagę z herbem naszego miasta, a potem klub, na którego stadionie rozgrywany był mecz, dostałby karę za to, że wysłannicy organizacji dopatrzyli się w naszm herbie oznak rasizmu. Bo, nie wiem, dwie wieże po bokach symbolizują przymierze Isengardu z Mordorem chociażby.

Głupota.

No, ale załóżny, że to uczulenie wysłanników jest zrozumiałe, ze względu na fakt, że dostają właśnie za to pieniądze. Za tę czujność bulteriera.

Tyle, że już podczas Mistrzostw Europy we Francji absolutnie żadna z organizacji nie podniosła głosu, że podczas meczu Polska-Ukraina, kibice z Ukrainy machali flagami z wizerunkiem Stjepana Bandery, który przecież odcisnął w historii naszego kraju negatywne piętno.

I właśnie ta poprawność polityczna i parcie na walkę z negatywnymi treściami powoduje, że zamiast względnego spokoju, rośnie raczej coś na wzór niezadowolenia i poczucia niesprawiedliwości. Że już nie mówimy „jak jest”, ale mówimy „jak ma być” ze względu na docelowe i jedynie akceptowalne wersje.

Okazuje się także, że ten niepisany konflikt z poprawnością polityczną działa w drugą stronę. Przeciwnicy tego zjawiska również czasem doszukują się w czyichś przemowach postępowania według kanonu, wyrażając zarazem swoje niezadowolenie z tego faktu.

Wizyta papieża Franciszka w Polsce z oczywistych względów przeszła nie bez echa. I tak jestem zdumiony własnie tym, że dziennikarze zarówno ci prawicowi, jak i lewicowi mieli ogrom zastrzeżeń wobec tego, co powiedziała Głowa Kościoła.

Dziennikarze prawicowi zarzucili papieżowi to, że ten, pomimo realnego zagrożenia napływającego z ciągłego przyjmowania uchodźców, a także na podstawie ostatnich wydarzeń, choćby z Niemiec, mówi o tym, aby otwarto serca dla imigrantów i przyjmowano ich z milością chrześcijańską.

Z kolei dziennikarze lewicowi mieli papieżowi za złe, że ten mówił oczywistości o imigrantach, ale nie powiedział nic o polskich biskupach, nadużywaniu władzy przez polskich księży… no aż muszę zacytować: „Nie przeszkadza mu, że zagrożone jest państwo prawa, nie przeszkadza mu fanatyzm religijny szaleńców, którzy chcą całkowicie zakazać aborcji i skazywać kobiety na cierpienie, a w niektórych wypadkach (gdy będą chore) na śmierć. Nie przeszkadza mu ojciec Rydzyk i bezprawne, trwające wiele lat, działanie kościelno - rządowej komisji majątkowej i nie przeszkadza mu tworzące się w przyspieszonym tempie państwo wyznaniowe, rasizm, nacjonalizm, antysemityzm i homofobia wielu polskich polityków i biskupów” – Eliza Michalik, dziennikarka SuperStacji.

Sami oceńcie, czy zarzuty jednych i drugich mają swoje podstawy.

Ze swojej strony napiszę tylko, że to własnie trend na mówienie tego, co jest poprawne, a co nie jest, spowodował, że oczekiwania odbiorców rosną. Właśnie ta szeroko pojęta poprawność polityczna i szczegółowa kontrola treści, jakie są wypowiadane, doprowadziła do tego, że powoli zaczynamy porzucać zdrowy rozsądek, a zaczynamy działać na zasadzie zerojedynkowej.

Czyli – jeśli ktoś mówi to, co nam odpowiada – mówi prawdę i nie jest poprawny politycznie. Jeśli ktoś mówi to, co nam nie odpowiada – jest poprawny politycznie i boi sę prawdy.

I w tym wszystkim gubimy najważniejszy czynnik dyskusji wszelakich, czyli meritum.

A, no i nawiązując do pierwszych akapitów felietonu, chyba jednak nie chciałbym przemawiać w ogóle.

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ

Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM

e-mail
hasło

Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

logo