reklama

Okiem Kucharza: Prawda czasów i prawda ekranu

Opublikowano:
Autor:

Okiem Kucharza: Prawda czasów i prawda ekranu - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

AktualnościNie ma nic lepszego niż rozpoczęcie tygodnia nieśmiertelnym „Misiem”. Wielu mówi, że jest to dzieło ponadczasowe, bo Stanisław Bareja stworzył tak absrudalny świat, który… niestety jest prawdziwy. Wiele cytatów z filmu weszło na stałe do naszej kultury, a ja ostatnio sobie uświadomiłem, że jeden z nich jest nad wyraz aktualny i prawdziwy, a którego część wrzuciłem do tytułu.Prawda czasów i prawda ekranu – ten fragment ostatnio chodzi mi po głowie, bo gdyby tak się zastanowić, to rzeczywiście z tą naszą prawdą jest różnie. Zwłaszcza, jeśli chodzi o przekaz tej prawdy.Czasem padają sformułowania, że portal lub gazeta pisze prawdę.Tyle, że czym jest ta prawda? Zbiorem faktów zawartych w jednym artykule? Idąc za wikipedią (tak, jestem leniwy) mogę napisać, że prawdą jest stwierdzenie w formie zdania oznajmiającego, które jest wyrażone o fakcie. No to, moja definicja prawdy za bardzo nie różni się od tej encyklopedycznej.No, ale pójdźmy dalej i spytajmy, czym jest ten fakt? No bo, jeśli dobrze rozumiem, wchodzi on w skład prawdy. Więc, faktem jest wydarzenie, które miało miejsce w określonym miejscu i czasie.Te wszystkie rozważania przedstawiam dlatego, że ostatnio zastanawiałem się nad tym, czym tak naprawdę jest praca dziennikarza. Za pośrednictwem tego felietonu dzielę się autorefleksją na temat swojej roboty. 

Pismak, redaktorzyna, czasem idiota lub nieuk. Są i gorsze określenia. Wszystkie one są oczywiście recenzjami stawianymi przez czytelników. Nie będę ukrywał, że czasem są miłe i budujące, które powodują, że ta praca zaczyna mieć na znaczeniu. Poczuciu tego, że idzie się odpowiednią drogą, która ma za zadanie przekazywania prawdy i która będzie prawdą zarówno czasów, jak i ekranu. W tym przypadku monitora.

Bo to nie jest tak, że błędy, które popełniamy, są celowe. Wynikają one z różnych powodów, często nieświadomych, gdzie efekt końcowy jest tragicznie śmieszny.

Duszy matematyka nigdy nie miałem, co na pewno poświadczą moi nauczyciele matematyki, ale jakby tak się przyjrzeć tej naszej pismaczej robocie, to wbrew pozorom, ma ona w sobie elementy królowej nauk. Układamy pewien zbiór stwierdzeń, opierając się na interpretacji zdarzeń, gdzie, często (choć nie zawsze) to właśnie owa interpretacja decyduje o ostatecznym wyniku. Czyli prawdzie lub fałszu.

Kiedyś, pewna osoba powiedziała mi, że nigdy nie ma 100% szans na to, aby artykuł spotkał się z pełną aprobatą czytelnika. Zwłaszcza, jeśli chodzi o relacjonowanie zdarzeń. Wszystko zamyka się w kwestii interpretacji. Bo skoro my mamy prawo do interpretacji zdarzeń i wyłapania faktów, takie samo prawo mają czytelnicy. Artykuł jest jeden, czytelników wielu. Ciężko o pełną zgodność i niemalże zawsze będzie coś niedopisane lub pominięte.

Oczywiście w tym wszystkim mam na myśli kwestię popełnienia przypadkowego błędu w przekazie przez dziennikarza. Nauczony doświadczeniem, sam niejednokrotnie czytam artykuł na dany temat z różnych źródeł i wiem, że przekaz, choćby w minimalnym stopniu, się różni. Jak napisałem wcześniej, często wynika to z interpretacji dziennikarza.

Ale co się stanie, jeżeli dziennikarz, celowo pominie pewne fakty? Dokona nadinterpretacji pewnych zdarzeń, kierując się bliżej nieokreślonym celem? No cóż, powtórzę. Artykuł jest jeden, czytelników wielu. I to zadaniem czytelników, a zarazem recenzentów jest ocena, czy w przekazie jest zawarty jak największy zbiór faktów.

To właśnie Wy, drodzy czytelnicy, oceniacie, czy prawda czasów różni się od prawdy ekranu. Myślę, że ks. Józef Tischner najlepiej zdefiniował pojęcie prawdy: „Są trzy prawdy – świento prawda, tys prawda i gówno prawda”.

***

Kto by pomyślał… Mówią, że tylko świnia nie zmienia poglądów, więc żyję w przekonaniu, że na jakieś 90% tą świnią nie jestem. Dlaczego? Ano, dlatego, że byłem ogromnym zwolennikiem postawienia sygnalizacji świetlnej na skrzyżowaniu ulic Kaliskiej i Konopnickiej. Teraz chyba nie jestem.

Nie jestem fachowcem w tej dziedzinie i nie wiem, które rozwiązanie wydaje się lepsze. Jednak, gdybym miał wybierać między rondem a światłami, jeszcze niedawno, mój wybór padał na światła.

Mimo iż posiadam bogatą wyobraźnię, to za cholerę nie mogłem wyobrazić sobie tego diabelskiego koła pośrodku, które miałoby niby pomóc pieszym i kierowcom. Wychodziłem z założenia, że postawienie tam świateł będzie szybkie i bezbolesne.

Na jednej z komisji Paweł Kulesza powiedział, że rozwiązanie problemu sygnalizacją świetlną spowoduje „permanentny korek” i wtedy coś mi się przełączyło.

Może nie bezpośrednim dowodem, ale na pewno poważną przesłanką do wyciągnięcia ostatecznego wniosku, że światła spowodują tam korek, są obecnie trwające prace remontowe studzienek kanalizacyjnych.

Jednym słowem: koszmar. Kierowcy stojący w korku na pewno zdążą przeczytać XIII Księgę Pana Tadeusza, natomiast piesi czekający na swoją szansę, aby czmychnąć bez szwanku na drugą stronę jezdni, zdążą napisać i XIV Księgę.

Jeżeli prawdą jest, że urząd miasta na poważnie myśli o postawieniu w tym miejscu sygnalizacji świetlnej, to myślę, że warto by było się nad tym trzykrotnie zastanowić. A może po prostu skupić siły na drodze objazdowej, a w tym miejscu nie robić nic?

Bo temat drogi objazdowej wrócił na sesji rady powiatu. I wielkie brawa należą się radnemu Mielczarkowi, który wyszedł z inicjatywą powołania zespołu, który miałby sprawować pieczę nad tym projektem.

Chęci są, mobilizacja też jest. Prawda czasów i prawda ekranu… Myślę, że gdyby ta inicjatywa zakończyła się sukcesem, to zarówno prawda czasów, jak i prawda ekranu mówiłyby jednym głosem: samorządowcy tej kadencji (powiat, miasto i gmina) zrobili coś, czego innym nie udało się od 20 lat. A to już byłby ogromny sukces.

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE