Sprawdza się teza niektórych teoretyków sportu, że obecnie sportowiec, to nie sportowiec, a produkt marketingowy. Niezależnie, czy jest to lekkoatleta, piłkarz, siatkarz…
Tak sobie myślę, że ci sportowcy to mają nawet przekichane. Bo co oni mają powiedzieć? „Nie, wie pan co, z formą kiepsko u mnie ostatnio… Obejrzę sobie Copacabanę, zrobię fotkę pomnika Jezusa, może poderwę jakieś Brazylijki i spadam do domu”.
Przecież opinia publiczna by ich zjadła na śniadanie, nawet nie przepijając poranną kawą. W wyniku tego, sportowcy opowiadają o nadziejach na medal i dobrej formie, nawet jeśli w rzeczywistości tak nie jest.
I tutaj dochodzimy do sedna problemu, który dotyczy w zasadzie każdego z nas. Żyjemy w czasach, w których nie do końca możemy powiedzieć to, co myślimy, ale musimy powiedzieć to, co inni chcą usłyszeć. Bo jeśli wyłamiemy się z kanonu to zostaniemy albo debilami albo wariatami.
No, a potem są rozczarowania, że nie ma medali, bo sportowcom odbiła palma i gadali głupoty o podium.
***
Aha, to jeszcze tak krótko o Zieleni Miejskiej.
Nie, to nie jest tak, że dziennikarzyny nie zrozumiały i popisały głupoty o słowach burmistrza i męskich członkach.
To jest tak, że bazowaliśmy na wypowiedzi pracownika, który pod imieniem i nazwiskiem podczas sesji, na którą przyjść może każdy, przywołał treść wewnętrznego spotkania i to, co miał powiedzieć burmistrz. A my to przekazaliśmy dalej, cytując tego pracownika właśnie.
Czy burmistrz rzeczywiście coś takiego powiedział? Trudno było się dowiedzieć, bo na sesji go nie było, a z kolei inne osoby, będące zarówno na spotkaniu, jak i na sesji, milczały w tej sprawie.