Pamiętam, że depresja zaufania społecznego wobec tej jednostki miała miejsce na jesień 2014 roku, tuż przed wyborami samorządowymi. Tamte wydarzenia zwieńczone były rezygnacją Tomasza Olczyka z funkcji komendanta, a mieszkańcy krzyczeli niemalże jednogłośnie – zlikwidować straż miejską!
Tak się jednak nie stało, niemniej ciężko o strażnikach powiedzieć, że cieszą się zaufaniem społecznym. Pamiętamy przecież, że jeszcze nie tak dawno strażnicy ustawiali fotoradary na terenie naszego miasta. Kolejny argument, którzy przemawiał przeciwko ludziom, którzy po prostu wykonywali swoje obowiązki.
W nawiązaniu do zasadniczego pytania – likwidować czy nie – cieszę się ogromnym szczęściem, gdyż nie mam zdania na ten temat. Od siebie mogę napisać, że warto zastanowić się nad obecnym stanem straży miejskiej i czy jest, aby w takim właśnie stanie ona funkcjonowała.
Prawda jest taka, że mamy obecnie 3 strażników. Tylko trzech ludzi na całe miasto. Jeden z nich idzie na urlop, drugi nagle zachoruje i okazuje się, że nie ma komu robić.
Nie jestem typem osoby, która powie, że straż miejska nic nie robi. Wręcz przeciwnie, strażnicy wykonują pracę, której na pozór nie dostrzegamy.
Widzimy błąkającego się psa? Dzwonimy na straż miejską. Ktoś leży na ulicy? Dzwonimy na straż miejską. Ktoś nieprawidłowo zaparkował? Dzwonimy na straż miejską. Widzimy walające się śmieci? Dzwonimy na straż miejską i tak dalej i tak dalej.
Moim zdaniem rozsądnym byłoby posunięcie, że jeżeli decydujemy się zostawić straż miejską, zwiększamy kadrę do… bo ja wiem, pięciu, sześciu osób. Tyle, że w ostatnim konkursie, który miał wyłonić czwartą osobę do pokera, okazało się, że nikt nie został wybrany.
Mamy więc do czynienia z sytuacją, w której coś trzeba zrobić, bo zachowanie statusu quo nie będzie mieć większego sensu. Na szczęście to nie ja muszę się głowić nad tą decyzją.
Żeby było zabawniej, a już teraz to napiszę – niezależne od decyzji, pojawi się krytyka. Ale hej! Zero presji, co nie?