AktualnościCzasem w głowie kołaczą mi się myśli, które insynuują mi, iż ludzie nie doceniają siły konwersacji. Tak po prostu. Raper Fisz nagrał kiedyś piosenkę ambitnie zatytułowaną „Bla, bla, bla”, w której rapował o podsłuchanych rozmowach. Generalnie chodziło mu o to, że większość rozmów wywiązujących się między ludźmi, sprowadza się do pustych frazesów, przechwałek i ogólnego ględzenia. Tak o niczym, byleby zabić czas. Albo zabić rozmówcę. Werbalnie oczywiście. Fisz w tej piosence zobligował się do zmiany tego trendu i ja, również spróbuję, ponieważ uważam, że jednak warto rozmawiać.Pozwolę sobie na przytoczenie pewnej anegdoty. W pięknych czasach studenckich uczęszczałem na zajęcia z logiki, które miałem z bardzo specyficznym wykładowcą. Był specyficzny dlatego, że wzbudzał we mnie jednocześnie pozytywne, jak i negatywne uczucia. Negatywne przede wszystkim dlatego, że jako pierwszy pokazał mi, jak wygląda łabędź w indeksie. Negatywne również dlatego, że po ćwiczeniach i wykładach z nim, grupa wychodziła, jakby wyjęla mózgi z pralki. I tutaj jest ten emocjonalny paradoks, ponieważ nienawidziłem go i podziwiałem jednocześnie.Jego specyficzne poczucie humoru (podobno wszyscy logicy tak mają) powodowało, że zwykła wymiana zdań była nie lada wyzwaniem. Potrafił, w dziecinny wręcz sposób, zanegować absolutnie wszystko i udowodnić, że temat, w którym chciałem zabrać głos, jest mi zupełnie obcy. Żeby nie przedłużać – jego ciągłe pytania i podważania naszych tez powodowały, że czuliśmy się jak banda debili. A nikt nie lubi, kiedy druga osoba wytyka mu głupotę. Taki… po prostu dumny z nas naród.Zapytaliśmy go kiedyś o cel podważania każdej opinii i prowokowania dyskusji. Stwierdził, że w zasadzie w większości się z nami zgadza, jednak „konwersacja, w której dwie opinie są zgodne, jest nudna”. Po prostu droczył się z nami, co doprowadzało nas do szewskiej pasji. Sprowadzając całość na realia łęczyckie, ostatnio, jak już wiadomo, radni dali zielone światło kolejce wąskotorowej. Jak to w demokracji bywa, są różne opinie dotyczące tego pomysłu. Jedne popierają, inne negują. Ja swoje zdanie zdążyłem już wyrazić. Po prostu, czas pokaże, co z tego wyjdzie. Tylko tyle i aż tyle.
Jednak, niestety muszę to napisać, niektóre opinie są kompletnie dla mnie niezrozumiałe. Otóż, część mieszkańców Łęczycy jest rozczarowana, że burmistrz, bawiąc się w nekromantę, zdecydował się wskrzesić kolejkę wąskotorową, a nie… basen. Ludzie autentycznie są rozczarowani, że Krzysztof Lipiński nie wykonuje działań prowadzących do zbudowania basenu. Ciekawią mnie te opinie, ponieważ zastanawiam się, gdzie ów basen miałby stanąć. I jaki miałby być?
Pomyślmy tak na chłodno, pomijając nasze dziecięce marzenia. Pewnie, że chciałbym basen, kto by nie chciał? Jak iść na całość, to chciałbym taki basen przy swojej willi. No, ale mieliśmy myśleć na chłodno. W powiecie zgierskim, poddębickim i kutnowskim już funkcjonują baseny. Każdy z nich ma wyrobioną markę i swoich wiernych fanów, więc jaki ten basen musiałby powstać w Łęczycy, aby nie tylko zachęcić łęczycan do korzystania z niego, ale również mieszkańców powiatu, a także, przy odrobinie szczęścia, uszczypnąć konkurencję i zabrać im klientów?
Idąc dalej, to pozwolę sobie spytać: czemu akurat basen, a nie muszla klozetowa koncertowa? Czemu basen, a nie nowy stadion miejski? Czemu basen, a nie lodowisko? Czemu basen, a nie jakiś wypaśny klub?
Nie chcę nikogo obrazić, ani obśmiać. Chcę tylko sprowokować do dyskusji. Kto wie, może taka dyskusja przerodzi się w coś więcej i znajdzie się grupa zapaleńców, która przekona burmistrza i radę naszego królewskiego miasta do podjęcia odpowiednich dzialań? Jednak najpierw trzeba odpowiedzieć na odwieczne pytanie zadawane przez filozofów – dia ti? Dlaczego?