O tę kamerę, o którą tak zapalczywie zabiegał Zenon Koperkiewicz, a którą, mimo wielu trudności, w końcu udało się uruchomić.
Jak to zwykle bywa, w takich sytuacjach mamy dwa obozy z odmiennymi zdaniami. Z jednej strony mamy zwolenników włączonej kamery, którzy uważają, że mieszkańcy mają prawo oglądania, za pośrednictwem internetu, wszelkich komisji i sesji. Drudzy z kolei uważają, że jest to zbędne, ponieważ o wiele lepiej by było, gdyby mieszkańcy po prostu przychodzili na sesje (tym bardziej, że odbywają się one po godzinie 16, warto o tym wspomnieć) i osobiście wyrażali swoje zdanie.
Tak więc, mamy dwie formy prób otwarcia się na społeczeństwo. I co ciekawe, moim zdaniem, argumenty obu stron są… dobre. Oczywiście próżno szukać consesusu, aby kamera była włączona, a jednocześnie mieszkańcy tłumnie przybywali na sesje.
Jako mieszkaniec Łęczycy szczerze przyznam, że jest mi to cholernie obojętne. Naprawdę. Czy ta kamera będzie włączona, czy też nie – dla mnie nie ma różnicy. Idąc za Franzem Maurerem możemy jedynie dodać, że jest to walka „w imię zasad”. I nic więcej.
Tak sobie pomyślałem, co by było, gdyby zrezygnowano z transmisji obrad sejmowych. Z kimkolwiek nie porozmawiam, każdy mówi, że tego cyrku nie chce oglądać. Mamy możliwość oglądania obrad, jednak z nich nie korzystamy, bo nas to nie interesuje. Ale, gdyby posłowie stwierdzili, że trzeba zrezygnować z otwartej transmisji. Ooo, to by była wojna. Że posłowie zamykają się na społeczeństwo, że posłowie olewają wyborców, że na pewno mają coś do ukrycia. Lekką ręką by to nie przeszło, tego jestem pewien.
Myślę, że podobnie jest z transmisjami z sesji. Może pierwsze czy drugie obrady spowodowały wzrost zainteresowania, ale z czasem ono by spadało i tylko nieliczni by oglądali to, co się dzieje w sali konferencyjnej urzędu miasta.
Ze względu na charakter mojej pracy, biernie uczestniczę w obradach. Tylko i aż tyle. Gdybym miał inną pracę, szczerze wątpię, że oglądałbym obrady przez internet, a jeszcze bardziej wątpię, że uczestniczyłbym w jakichkolwiek posiedzeniach. No, chyba, że coś dotyczyłoby mojego okręgu wyborczego. Ale poza tym?
Moja opinia tej sytuacji jest taka, że gdyby nie uruchomiono kamery, nie byłoby problemu. Kamera jest, wypadałoby z niej korzystać. Myślę, że większości mieszkańców naprawdę nie będzie to robiło różnicy, czy kamera działa czy nie, jednak PR-owo radni mogą bardzo stracić, jeśli zdecydują się ją wyłączyć. Może dobrym rozwiązaniem byłoby włączanie jej tylko podczas sesji? A na komisjach niech się dzieje co chce…
***
… A dzieje się dużo. Ojj, wiadro pomyj wylało się na radnych za ostatnie posiedzenie. O ile dyskusję z przedstawicielami Energi jedni mogą uznać za konstruktywną, niektórzy za zbędną, o tyle więcej zamieszania spowodowały zmiany wprowadzone w porządku obrad.
Na stronie internetowej urzędu miasta widniał jako pierwszy punkt związany z informacją przedstawicieli Energi dotyczącej zagospodarowania budynku znajdującego się na ulicy Kaliskiej. W praktyce okazało się, że punkt ten, stał się punktem drugim, natomiast jako pierwszy wprowadzono punkt informacji przewodniczącej rady miasta… wiecie o co chodzi.
Marta Arkuszewska otwarcie wszem i wobec wylała swoje żale na pracę kierowników referatów i wprost powiedziała,że nie zgadza się z opinią, że radni nic nie robią. Ponieważ radni chcą robić, ale ich praca jest utrudniana.
Za ten punkt, morze negatywnych opinii wylano na radnych. Że kłócą się przy przedstawicielach, że w d***ch im się poprzewracało, że mieszkańcy to obserwowali z zażenowaniem i tak dalej.
Wyrażanie wlasnej opinii jest bardzo ważne i jest zjawiskiem, które, niestety, powoli zanika. Zakładam, że Marta Arkuszewska mówiła nie tylko w imieniu swoim, ale i radnych. Jeżeli mówiła w imieniu tylko i wyłącznie swoim, to rzeczywiście było to słabe. Pycha kroczy przed upadkiem, czy jakoś tak…
Wracając do tematu wyrażanej opinii, sam fakt, że zostało to powiedziane, moim zdaniem, nie był aż tak straszny. Straszne natomiast było wykonanie. Było złe, nieprzemyślane i za to należy się minus z wykrzyknikiem.
Dlaczego? Jak to mawiał Andrzej Olszewski, już śpieszę z wyjaśnieniem. Nie lepiej byłoby ten ważny, z punktu widzenia pani Arkuszewskiej punkt, ustawić jako punkt drugi? Don Vito Corelone był bardzo uczulony na rodzinne kłótnie w obecności obcych. Za to bodajże Sonny dostał opierdziel, bo sprzeciwił się otwarcie don Vito podczas rozmów Rodziny z Turkiem. Ja wiem, że to tylko fikcja, ale to jest bardzo ważne. Więc, nie lepiej byłoby tego ustawić jako punkt drugi?
Porozmawiać z przedstawicielami, pożegnać ich z uśmiechem na ustach, poczekać aż odjadą, jeszcze pomachać im i dopiero wtedy, we własnym gronie poruszyć ten temat? Wówczas ocenie poddane by były same słowa pani przewodniczącej, a nie cała otoczka, jaka była z tym związana.
Z punktu widzenia politycznego, zostało to bardzo źle rozegrane.Także, pozwolę sobie powtórzyć, nie oceniam tego, co powiedziała pani Arkuszewska, oceniam wykonanie, które było słabe. W przyszłości niech radni rzeczywiście mają na uwadze te niby drobnostki, bo z tych drobnostek tworzy się cały wizerunek zarówno rady, jak i burmistrza. Ten wizerunek już jest zły. Po co go pogarszać?