Nie pozostaje nic innego, jak tylko spytać głosem komisarza Ryby: „Udany?”.
Tak, nazwijcie to czepialstwem, że akurat tego fragmentu się uwziąłem, ale tutaj też inna rzecz mi się nie zgadza. No bo, jak można zdobyć sympatię, poprzez chęć obniżenia czyjegoś wynagrodzenia? Rozumiecie, co mam na myśli? Bo, moim zdaniem, akurat to powyższe zabrzmiało tak, jakby radni chcieli sobie zaplusować u mieszkańców. Czyli, że to mieszkańcy chcą obniżki pensji. Nooo, a jak mieszkańcy chcą, to w czym problem? O! A może jakieś konsultacje w tej sprawie?
Żartuję, nie bierzcie sobie tego do serc.
Ale jeśli już mam uderzyć w poważniejsze tony, to ostatnio dość przypadkowo uslyszałem fragment rozmowy dwóch panów, kiedy to jeden wyjaśniał drugiemu, że za 6 tysincy to nikt nie będzie chciał być burmistrzem. No i że upodlenie człowieka i tak dalej…
Kurczę, aż żałuję, że się chamsko nie wtrąciłem i nie powiedziałem: „Ja chciałbym”.
Nie, nie chciałbym.
W którymś ze starych felietonów pisałem, dlaczego robota burmistrza jest przekichana. Niemniej, chodzi mi o to, aby wyjaśniono pewną rzecz.
Taki trochę młodzieńczy idealizm przeze mnie przemawia, ale z tego, jak pojmuję kwestię takich stanowisk, rozumiem, że ktoś chce być włodarzem nie dla siebie, ale dla miasta.
Nie idzie tam, bo fajne biurko, bo fajna pieczątka i ogólnie fajnie jak go/ją tytułują, ale dlatego, że przekonał pewną grupę osób, że wie, co ma zrobić, aby miasto rosło w siłę, a ludziom żyło się dostatniej.
Burmistrzowania bądź wójtowania nie rozumiem jako oferty pracy, gdzie zamiast jednego mocodawcy na rozmowie kwalifikacyjnej, mamy 5 tys. osób. I po prostu im trzeba wcisnąć jakiś bajer, aby tę robotę dostać, a potem hulaj dusza, piekła nie ma.
Czy obniżka pensji rzeczywiście w tym konkretnym przypadku jest złym zagraniem? Cóż, dyskusja jest otwarta i z pewnością nie na ten felieton.
Swoją drogą, wrócę jeszcze do tego oświadczenia.
Bo tak tym idealizmem mi zapachniało, że w sumie, o wiele lepiej PR-owo by brzmiało, gdyby burmistrz w swoim oświadczeniu skupił się wyłącznie na pracy dla miasta.
Coś w stylu: „Boli mnie decyzja radnych, którą uważam za niesprawiedliwą i krzywdzącą, jednakże moim zadaniem, jest praca dla dobra miasta. Na tej pracy chcę się skupić i realizować postawione cele, a ruchy wykonywane przez radnych, choć nieprzyjemne, nie są w stanie w żaden sposób mi w tym przeszkodzić. Chcę pracować, a nie toczyć wojny.”
I tak bym to widział.
Kuuurde, przekonałem sam siebie. Nawet spoko wygląda, nie?
Orientujecie się może, czy w magistracie jest wakat na stanowisku pełnomocnika?