reklama

Okiem Kucharza: Zapomniałem tytułu

Opublikowano:
Autor:

Okiem Kucharza: Zapomniałem tytułu - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

AktualnościZanim zacznę, pozwolę sobie wrócić do zeszłotygodniowego felietonu i komentarzy z nim związanych. Otóż myślę, że warto wyjaśnić pewną, dość istotną rzecz, a mianowicie to, że te moje poniedziałkowe „artykuły”, artykułami nie są.Są to felietony, czyli w tym przypadku, zbiór subiektywnych opinii autora, pod którymi podpisuję się imieniem i nazwiskiem. Więc, w tych felietonach mogę pisać co mi się rzewnie podoba (oczywiście przy zachowaniu odpowiednich norm przyzwoitości) i nie muszę wysilać się na pewien obiektywizm.W tym konkretnym przypadku wyrażam moje i tylko moje zdanie, z którym jak najbardziej, można się zgodzić lub nie. Co do samej istoty obiektywizmu to…  no cóż, próbuję być obiektywnym, choć nie zawsze mi to wychodzi, z tym się zgodzę.I odnośnie tego obiektywizmu, to w poprzednim felietonie próbowałem przedstawić stanowiska obu stron, jednak jak zauważyłem, zabrakło jednego, istotnego zdania, które napiszę tutaj: jeżeli prawdą okaże się, że radny nie dostosował się do wymogów prawnych i miejscem zamieszkania/zameldowania nie była/nie jest Łęczyca, to radny powinien honorowo złożyć mandat. Z dużym naciskiem na „jeżeli” i jeszcze większym na „praesumpto boni viri”, czyli domniemanie dobrej wiary. Koniec historii.

A teraz, skoro zostajemy przy zachowaniu zasad felietonu i czysto subiektywnego podejścia do życia, chciałem odnieść się do debaty, która miała miejsce w zeszłym tygodniu w Domu Kultury w sprawie rewitalizacji miasta.

Młodzież spotkała się z burmistrzem i przedstawicielami firmy Nizio, ale przyszli również mieszkańcy. Zauważyłem, że nie bez echa przeszła wieść o wystąpieniu jednego z nich…

Opinia publiczna bywa czasem niezwykle brutalna i idąc za nią zdania o mieszkańcu, którego wystąpienie było dość ekscentryczne, są delikatnie ujmując, nienajlepsze.  No, ale jednak ten pan postanowił przyjść i przedstawić swoje stanowisko w sprawie wstępnej koncepcji rewitalizacji zalewów miejskich. Chaotyczna forma wypowiedzi spowodowała, że ów pan serc publiki nie zdobył.

Jednak jeśli jest coś, co moim zdaniem zasługuje na duży minus, to  jest zachowanie osób prowadzących tę debatę. Nie mam na myśli samego faktu zabrana głosu mieszkańcowi, ale całą otoczkę, jaka przy tym panowała.

Otóż miałem wrażenie, że jestem na kiepskim stand upie lub Przeglądzie Amatorskich Kabaretów 2000 (takich naprawdę amatorskich). Notoryczne wchodzenie w słowo i próby ripost były moim zdaniem niesmaczne, przede wszystkim dlatego, że jestem szczególnie wyczulony na pewien brak kultury, której, moim zdaniem, prowadzącemu zabrakło. Że ów mieszkaniec też kulturą nie błyszczał? No cóż, więc jeśli jeden kradnie, to wszyscy mogą?

Albo dajemy temu panu prawo do całkowitej wypowiedzi, licząc się z tym, że zajmie ona z jakieś 20 minut, albo nie dajemy w ogóle, licząc się z czasem. Ale dać mu szansę wypowiedzi, po czym notorycznie przerywać lub docinać? No… nieładnie.

Gwoli ścisłości. Ja nie mam bladego pojęcia, co ten pan chciał powiedzieć, przekazać. Rozpoczęcie swojej wypowiedzi od nazywania projektu „bublem” czy „idiotyzmem” też pozwoliło mi przypuszczać, w jakim tonie ta wypowiedź będzie i rozumiem pewną możliwość rozgoryczenia ze strony prowadzących. Ale tak, jak napisałem wcześniej. Albo pozwolimy się do końca wypowiedzieć, albo w ogóle nie udzielajmy głosu. A wszystkie próby „śmieszkowania” zostawmy sobie na Mazurską Noc Kabaretową.

Aha, i jeszcze jedno. Nie oceniam samej debaty, nie oceniam firmy Nizio, ani jej przedstawicieli. Oceniam tę jedną scenę, akt, która rozegrała się na deskach sali widowiskowej Domu Kultury, a która mi nie przypadła do gustu.

O właśnie! A propos spotkań, konsultacji i debat wszelakich…

Wielokrotnie pisałem o tym, że to z jednej strony fajny pomysł, z drugiej niekoniecznie, bo to w sumie trochę jak ze śliwkami. W małych ilościach są smaczne, a w dużych… niebezpieczne.

Podczas różnorakich spotkań tematycznych (co warte podkreślenia, bo spotkania niemalże zawsze odbywają się pod jakimś szyldem, gdzie w teorii ma być omawiany jeden, konkretny temat) mieszkańcy zabierają głos w sprawach absolutnie różnych.

Nie mam zamiaru tutaj krytykować mieszkańców, bo to że mają chęci żeby przyjść i odwagę, aby publicznie zabrać głos jest godne pochwały. Jednak zawsze to odbija się na samych spotkaniach, gdzie główny temat, czasem niepotrzebnie, schodzi na bok. I wtedy mamy taką lawinę niepotrzebnej frustracji, bo są opóźnienia, a z kolei innym mieszkańcom też coś się przypomni i zechcą o tym powiedzieć.

Wówczas prowadzący nie wie co ma robić, bo głupio nie udzielać głosu ludziom, którzy przyszli rozmawiać, przerywać w trakcie wypowiedzi też nie wypada i zazwyczaj kończy się na tym, że powstaje rozgardiasz, a część poirytowanych mieszkańców opuszcza salę, bo zamiast omawiania głównego tematu, dyskusja zeszła na wątki zupełnie ich nie interesujące.

Teoretycznie głównym centrum do przekazywania swoich opinii, pochwał i żali są sesje rady miasta, bądź komisje. Każdy mieszkaniec może przyjść i  według zapewnień, każdy może też otrzymać głos.

Jednak, nie oszukujmy się, zbyt wielu mieszkańców nie przychodzi na sesje. I nie doszukuję się tutaj winy mieszkańców. Są różne powody, dla których mieszkańcy nie przychodzą na sesje, choć mają sprawę.

No i tak sobie pomyślałem, że fajnym pomysłem mogłaby być organizacja takiego spotkania dla mieszkańców.

Spotkanie typowo robocze i typowo o sprawach różnych.

Nie ironizuję tutaj, uważam, że mogłaby to być fajna inicjatywa. Organizacja spotkania, na które może przyjść każdy i może powiedzieć to, co będzie chciał (oczywiście w pewnych ramach dyplomacji). Chce pochwalić burmistrza? Proszę bardzo! Ma zastrzeżenia do burmistrza? Proszę bardzo! Nie podoba mu się praca radnego z jego okręgu? Proszę bardzo!

Aby spotkanie miało w miarę płynny przebieg, można by zastosować metodę jednominutowej wypowiedzi. Wówczas każdy mieszkaniec mógłby się odpowiednio przygotować, przyjść i wyrazić swoje zdanie.

I wtedy bez skrępowania można mówić o chodnikach, ulicach, placach zabaw, szkołach i tym podobne. Taki… łęczycki Hyde Park. I może wtedy większość „prawd ulicznych” zostałaby wyjaśniona.

Nie mam bladego pojęcia, czy moje wypociny czytają pracownicy magistratu, ale myślę, że pomysł aż tak głupi nie jest, jak mogłoby się wydawać.  Więc, gdyby ktoś go podchwycił, byłbym rad (i polon).

A Wy jak myślicie? Warto zorganizować takie spotkanie?

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE