Rządząca koalicja uważa natomiast, że rolnicy nie mają podstaw do strajku.
Skłócanie i dzielenie społeczeństwa jest na rękę rządzącym. Uważam, że obecny przekaz jest nieprawdziwy i pełen niedomówień. Założenia i środki, jakie zostały przekazane na rolnictwo od momentu wstąpienia Polski do Unii Europejskiej miały na celu zapewnienia obywatelom taniej i zdrowej żywności oraz nadrobienia zaległości polskiego rolnictwa względem krajów Starej Unii. Przez okres finansowania 2007-2013 wsparcie, jakie otrzymywali polscy rolnicy, było niewspółmierne z tym, co otrzymywali rolnicy państw zachodnich. Jednak wszystkie programy finansowe oraz polityka rolna zachęcały do inwestycji i rozwoju. Spowodowało to, że w dużej mierze młodzi rolnicy skuszeni możliwościami, rozpoczęli modernizacje swoich gospodarstw. Jednym z efektów tych działań jest nowy sprzęt rolniczy, który tak chętnie wypominają krytycy, ale trzeba pamiętać, że jest to narzędzie pracy, w większości przypadków obciążone wieloletnim kredytem i nieporównywalnie droższe w utrzymaniu niż legendarny Ursus. Rynek rolny w Unii Europejskiej jest rynkiem regulowanym, co powoduje, iż opłacalność produkcji i dochody rolników są zależne od polityki prowadzonej przez rząd tu w kraju oraz na forum Unii Europejskiej. Nieudolność i bierność tej polityki może doprowadzić do bankructwa te gospodarstwa, które postawiły na rozwój, co z drugiej strony byłoby na rękę naszym sąsiadom. Wtedy dojdzie do tego, że ten wspaniały, nowy sprzęt będzie sprzedawany za grosze, a w nowoczesnych oborach, chlewniach i kurnikach będzie hulał wiatr. W dalszym etapie, i to jest chyba największym zagrożeniem, pojawią się znani nam wszystkim zagraniczni inwestorzy, którzy za bezcen chętnie przejmą gospodarstwa z głównym nastawieniem na pozyskanie polskiej ziemi. Dlatego na rolnictwo musimy patrzeć przez pryzmat szeroko rozumianego dobra narodowego, które zapewnia nam bezpieczeństwo żywnościowe, a ziemia będąca w rękach polskiego rolnika to gwarant polskości.
Rolnicy podnoszą również problem sprzedaży polskiej ziemi obcokrajowcom i braku regulacji w tym kierunku. Czy widzi Pan w tym pewne niebezpieczeństwo?
To już się dzieje, przede wszystkim w zachodnich częściach naszego kraju, gdzie masowo kupowana jest ziemia, która wystawiana jest na sprzedaż przez agencje nieruchomości rolnych, przez tzw. „słupy”, za którymi stoi zagraniczny kapitał. Proceder ten potwierdził raport NIK-u. Jak wiemy, w 2016 roku kończy się zakaz zakupu ziemi przez obcokrajowców, a my nadal nie mamy regulacji prawnych, które zabezpieczałyby polską ziemię przez niekontrolowanym wykupem. Dobre rozwiązania mają Francja czy też Niemcy, które oficjalnie nie zabraniają zakupu ziemi obcokrajowcom, jednak warunki, jakie muszą oni spełnić, nie pozwalają na łatwe nabycie tychże ziem. Niedopuszczalne jest to, iż już teraz, mimo jasnych ograniczeń, państwo polskie sobie z tym nie radzi, a istnieje ogromne prawdopodobieństwo, że nieudolność obecnej władzy doprowadzi do tego, że w 2016 roku obudzimy się z przysłowiową ręką w nocniku. Ponadto, przy tej kondycji i sytuacji w polskim rolnictwie oraz cenach ziemi, polski rolnik już teraz nie jest w stanie nabyć ziemi, ale jeżeli dalej będzie prowadzona tak nieodpowiedzialna polityka, może być wręcz zmuszony do jej sprzedaży. Domeną obecnej koalicji PO-PSL jest sprzedaż wszystkiego, czego dowodem są ciągłe zakusy na polskie lasy, które stanowią 28% powierzchni Polski, co jest ogromnym polskim majątkiem.
Podsumowując – jak można uleczyć tę niezdrową sytuację?
(śmiech) Pyta Pan polityka opozycji, chociaż postaram się odpowiedzieć jako rolnik. Przede wszystkim władza musi zmienić swoje nastawienie do rolnictwa o 180 stopni. Z pięknymi obietnicami muszą iść w parze konkretne działania mające na celu pomoc rolnikom. Na dzień dzisiejszy ogromną bolączką jest brak powiązania rolników z przetwórstwem i handlem, gdzie w krajach zachodnich takie działania są podstawą. Wsparcie dla przetwórstwa powinno być uzależnione od współpracy tych firm z producentami, czyli rolnikami. Dla niedużych, rodzinnych gospodarstw rozwiązaniem byłaby możliwość sprzedaży bezpośredniej, czego uregulowania nie możemy się doczekać ze strony rządzących. Ostatnie lata to także systematyczne zmniejszanie nakładów na rolnictwo ze środków budżetu krajowego z 3% PKB do 1.5%, co powoduje niedofinansowanie tak ważnych rzeczy jak profesjonalne i nowoczesne doradztwo rolnicze, postęp biologiczny produkcji zwierzęcej i roślinnej oraz uregulowanie i poprawa infrastruktury rolnej, na przykład melioracji wodnej. Same środki unijne nie są lekarstwem na wszystko, ponieważ ważna jest dalekosiężna strategia polityki państwa w stosunku do wsi i rolnictwa, ale także pozostałych działów gospodarki krajowej, której celem ma być równomierny rozwój całego kraju i prawidłowe funkcjonowanie wszystkich grup społecznych, a nie buntowanie ich przeciw sobie. Niedopuszczalne jest to, aby kosztem interesu polskich obywateli zdobywano uznanie na zachodzie i unijne stanowiska. Natomiast odpowiedź polityka opozycji może być tylko jedna – zmiana władzy.