- Przed godziną 14:00 dostaliśmy telefon od dyżurnego pogotowia ratunkowego. Jako strażacy z Jednostek Ratowniczo-Gaśniczych mamy obowiązek interweniować z zakresu kwalifikowanej pierwszej pomocy do czasu przyjazdu karetki - tłumaczy rzecznik prasowy PSP w Łęczycy, st. kpt. Marek Mikołajczyk.
Mieszkańcy oraz osoby korzystające z pomocy pogotowia nie kryją słów irytacji połączonych ze strachem.
- Wiemy wszyscy jak działa służba zdrowia w naszym kraju. To jest właśnie przykład sytuacji, która powtarza się u nas cyklicznie. Karetka od samego początku powinna pojawić się na miejscu. Mogę zrozumieć, że wszystkie były używane, ale... Ta ulica, na której doszło do tej przykrej sytuacji znajduje się przez miedzę ze szpitalem! Naprawdę nie dało się tego przyspieszyć w żaden sposób? Wystarczy, że pogotowia ratunkowe znajdowałyby się przy szpitalach. Aż boję się pomyśleć co by było, gdybym to ja była na miejscu tego pana - wyraża swe obawy Małgorzata Kubicka, mieszkanka królewskiego miasta.
To nie pierwsza taka sytuacja, gdy straż pożarna wyręcza łęczyckie pogotowie.
- W świetle obowiązujących przepisów, jeżeli zespoły medyczne są niedostępne, dyspozytor ma prawo, a nawet obowiązek zadysponować jednostkę ratowniczo-gaśniczą. Jest to podyktowane dobrem pacjenta i zgodne z przepisami. Straż Pożarna zobligowana jest ustawowo do udzielania pierwszej pomocy. Stąd też nazwa "jednostki ratowniczo-gaśnicze", dlatego też strażacy mają w wozach zakupiony za publiczne pieniądze sprzęt medyczny - wyjaśnia Aleksander Hepner, rzecznik prasowy NZOZ Falck.
Pomimo wielokrotnych próśb minister zdrowia ponownie nie wyraził zgody na przywrócenie zabranego z rejonu Łęczycy dodatkowego zespołu podstawowego.