reklama

Wspomnienia z piekła! Szczere wyznania uciekinierki z domu zboczeńców

Opublikowano:
Autor:

Wspomnienia z piekła! Szczere wyznania uciekinierki z domu zboczeńców - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

AktualnościŁowicka prokuratura zajmię się sprawą łęczyckiej rodziny zastępczej, która molestowała i znęcała się nad dziećmi. Prokuratorzy zbadają w jaki sposób była nadzorowana rodzina i jak przebiegało jej szkolenie.Przypomnijmy, śledztwo wykazało, że rodzina zastępcza - 59-letni Jan A., jego 54-letnia żona - Bożena A. oraz córka 20-letnia Karolina A. od co najmniej października 2012 roku znęcała się psychicznie i fizycznie nad oddanymi im w opiekę dziećmi.W rozwinięciu zamieszczamy wstrzącającą relację jednej z osób pokrzywdzonych przez łęczycką rodzinę. Artykuł ukazał się w czerwcu w Gazecie Lokalnej.

- Dochodziło do sytuacji, że opiekunowie bili dzieci po twarzy i plecach, pasem i pięściami, zatykali im usta, stosowali kary polegające między innymi na wielogodzinnym staniu na baczność. Dzieciom ograniczano dostęp do jedzenia i kontakt z rówieśnikami. Używano w stosunku do nich słów wulgarnych. 54-latka zastraszała podopiecznych, groziła im, że w sytuacji, gdy wyjdą na jaw informacje, co dzieje się u nich w domu, zostaną rozdzieleni i trafią do domu dziecka - mówił na łamach Gazety Lokalnej Krzysztof Kopania, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Łodzi.

Jeszcze bardziej szokujące były kolejne ustalenia - wszystkie z pięciorga pokrzywdzonych dzieci, w tym 3 dziewczynki w wieku 8 i 10 lat i dwaj chłopcy w wieku 11 i 13 lat, były wielokrotnie molestowane seksualnie przez 59-latka. Miały między innymi być przez niego zmuszane do seksu oralnego. Jedną z 10-letnich dziewczynek wykorzystywać miała również 20-letnia córka zboczeńca!

Dzieci zamykane w tapczanie

Tymczasem okazuje się, że proceder sięga jeszcze głębiej. Naszemu reporterowi udało się dotrzeć do Patrycji Torzewskiej - dziś dorosłej kobiety, która jako dziecko w 2007 roku trafiła do zwyrodnialców.

- Najpierw byłam sama, później przyszły kolejne osoby - było nas łącznie dwanaścioro. Na początku było w porządku, zaczęło się dopiero po około 3 miesiącach. Bili, szarpali, jak ktoś podpadł to zabraniali jeść, wykręcali klamki z drzwi. Z czasem było coraz gorzej, na kilka godzin potrafili zamknąć dziecko do piwnicy albo tapczanu! - opowiada łęczycanka.

Mężczyzna wraz ze swoją córką mieli łapać dzieci za ręce i nogi, by huśtając nim, wrzucić go ostatecznie do komórki na węgiel.

- W czasie, kiedy byłam u rodziny nie było molestowania. Facet chodził jednak po domu zupełnie rozebrany, a kiedy któraś z dziewczynek się myła, potrafił pod byle pretekstem wejść do łazienki i siedzieć tam udając, że czegoś szuka. Za to ich córka już wtedy wykazywała dziwne skłonności - tylko w stosunku do dziewczynek. Widać było, że coś jest z nią nie tak. Matka o wszystkim wiedziała, pozwalała na to, by działa się nam krzywda - opowiada pani Patrycja. - Chciałam to wszystko zostawić za sobą, teraz cała sprawa wraca, ale mam nadzieję, że już po raz ostatni i wszyscy dostaną maksymalne wyroki. To nie są ludzie.

Pani Patrycja ostatecznie uciekła z piekielnego domu do rodziny dziewczynki, którą wyciągnęła stamtąd biologiczna mama.

Winę ponosi PCPR?

- We trójkę - z koleżanką i jej mamą byłyśmy u kierownik PCPR-u zgłosić sprawę, opowiedzieć jak to wygląda. Pani Zielińska nic jednak nie zrobiła, nie wierzyła w to, co mówimy. Bo jak ktoś może zamykać dzieci w tapczanie? Teraz każdy jest mądry, wszyscy mówią, że coś przeczuwali, ale gdzie byli wtedy, kiedy można było jakoś temu zapobiec? W czasie, kiedy byłam w tym domu kontrole były może ze dwa razy - obydwie zapowiedziane - to ma być nadzór? Ci ludzie nigdy nie powinni mieć kontaktu z dziećmi! - oburza się P. Torzewska.

Jak się okazuje, już raz - w 2011 roku - kurator zalecił zabranie dzieci rodzinie A. PCPR jednak tego nie uczynił. Wręcz przeciwnie, zboczeńcom przyznawano kolejne maluchy. Sprawa wyszła na jaw dopiero, gdy po pobiciu jednego z chłopców dzieci opowiedziały o sytuacji szkolnemu pedagogowi, ta zgłosiła sprawę prokuraturze. Jednocześnie do organów ścigania dotarły informacje z jednego z ośrodków dla głuchoniemych. Dziewczynka, która na co dzień mieszkała u rodziny A. rysowała makabryczne rysunki mogące świadczyć o tym, że jest wykorzystywana seksualnie.

W związku ze sprawą coraz częściej zaczęło padać pytanie, gdzie był w tym czasie PCPR. Śledztwo w sprawie niedopełnienia obowiązku nadzoru nad rodziną rozpoczęła prokuratura, monitoring w placówce przeprowadził także Wydział Polityki Społecznej Urzędu Wojewódzkiego, kontrolę zamierza przeprowadzić także Starostwo Powiatowe.

Ówczesna kierownik Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie Iwona Zielińska przyznała, że do placówki docierały sygnały o nieprawidłowościach związanych z biciem, ale po zapewnieniach ze strony rodziny o zmianie postępowania dzieci ponownie trafiały pod jej opiekę. Jednak to właśnie podczas jednej z wizyt domowych PCPR-u dzieci dowiedziały się, że mogą opowiedzieć o wszystkich problemach pedagogowi – z czego później skorzystały.

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE