Reklama

„Zaciera się opozycja: dobro-zło” – Dariusz Kowalski specjalnie dla Mojaleczyca.pl

Opublikowano:
Autor:

„Zaciera się opozycja: dobro-zło” – Dariusz Kowalski specjalnie dla Mojaleczyca.pl - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Aktualności Dariusz Kowalski – aktor filmowy i teatralny odwiedził Łęczycę 2 marca br., aby spotkać się z widzami po seansie filmu „Zerwany kłos” w kinie Górnik. Nam również udało się porozmawiać z aktorem, dzięki uprzejmości i ogromnej pomocy pani dyrektor Szkoły Podstawowej nr 4 im. Marii Konopnickiej Elżbiety Gieragi.O „Zerwanym kłosie”, polskim patriotyzmie, kulturze europejskiej, a także słynnej roli Janusza Tracza w serialu „Plebania”  rozmawiamy z Dariuszem Kowalskim. Zapraszamy do lektury.Przyjechał Pan do Łęczycy w związku z filmem „Zerwany kłos”, który opowiada o losach bł. Karoliny. Jest to film religijny, a przeciętny widz, gdy słyszy, że film religijny, jest średnio zainteresowany, odpowiadając: „niekoniecznie”. Jak można zachęcić przeciętnego widza do obejrzenia tego filmu? Może tak: „spróbuj wyrosnąć ponad przeciętność” ! Mamy w kinach tony hollywoodzkiej sieczki, spróbujmy  innego dania .  Ten film  opowiada  prawdziwą historię. Była taka osoba, dziewczyna wychowana w polskiej rodzinie na podkarpaciu, która zginęła w obronie swojej czci. Ten film każe pomyśleć o Polsce, w której wielu ludzi oddało życie w imię honoru, wyznawanych wartości, w obronie ojczyzny. Polska taka była przez wieki i mam nadzieję, że taka jest. Zresztą - to, że w ogóle jest, wynika z tego,  że potrafi być właśnie taka. Wierna wartościom za wszelką cenę. To są moje szersze refleksje na temat „Zerwanego kłosa”, bo mówi  on także o tym,  że wierność kosztuje.  Że wartościowe życie to coś więcej, niż żyć lekko, łatwo i przyjemnie, a to musi kosztować, wysiłku nie wymagają tylko rzeczy bezwartościowe.  Przychodzą mi na myśl słowa innego polskiego błogosławionego męczennika, ks. Jerzego Popiełuszki: „ Zachować godność - to być sobą w każdej sytuacji życiowej, to stać przy prawdzie, choćby miała ona nas wiele kosztować. Bo prawda w czynach, czy prawda wypowiadana w słowach, kosztuje. Tylko za plewy się nie płaci.”„Zerwany kłos”  nie mówi o plewach, tylko o ziarnie. Idzie pod prąd współczesnej kulturze, która promuje  rzeczy „lekkie, łatwe i przyjemne”. Film stawia na czystość, szlachetność, wierność, a poza tym jest ciekawym zjawiskiem, bo zrobili go młodzi ludzie, którzy dopiero się uczą; włożyli w to serce, dzięki ich determinacji  udało się stworzyć  pełnometrażową produkcję, bez ogromu profesjonalnego zaplecza.  To jest dla mnie zaskakujące.  Myślę, że warto stanąć oko w oko z tą historią. 

W filmie gra Pan postać Jana Kózki. Jaka to postać?

Jan Kózka, ojciec  bł. Karoliny,  był  bardzo szanowany w swojej wsi. I choć był człowiekiem biednym, wydano za niego dziewczynę  ze szlacheckiego domu Borzęckich. Był pracowity, uczciwy, rzetelny. Mieli jedenaścioro dzieci, z których czworo zmarło. Dom Kózków  był  zwany Jerozolimką, Betlejemką;   gromadzili się w nim ludzie, aby czytać pobożne lektury, wspólnie się modlić. Wuj Karoliny miał bibliotekę. Sama Karolina miała poczucie misji, zajmowała się katechizacją dzieci. Zbierała je pod gruszą, zresztą w filmie jest taka scena. A Jan Kózka wraz z żoną ciężko pracowali, dzięki tej pracy powiększyli swoje gospodarstwo.

Zapytano mnie kiedyś, czy Jan Kózka mógłby być  wzorem ojca; odpowiedziałem, że sądząc po tym, jak zachowała się jego córka – myślę, że tak!  Był to prosty, wierzący człowiek, a Karolina wiarę i wychowanie  wzięła  od niego, od obojga rodziców zresztą. Ten posag wynosimy z domu.  To naprawdę dużo - to właściwie wszystko, co jest człowiekowi  potrzebne, żeby dobrze przeżyć życie.

Przy tym wszystkim ojciec bł. Karoliny to postać tragiczna, całe życie nie mógł sobie darować tego, że zostawił córkę sam na sam z rosyjskim żołdakiem. Był postawiony w sytuacji skrajnie dramatycznej, niewyobrażalnej… .Nie wiemy też chyba do końca, jaką tajemnicę skrywa to wydarzenie.

Jak Pan ocenia stan polskiego kina? Z jednej strony wychodzą filmy ciepło przyjmowane przez krytyków, przywracające wiarę. Z drugiej natomiast hurtowo produkujemy po prostu złe filmy. 

Nie jestem krytykiem filmowym,  szczerze mówiąc ostatnio w ogóle rzadko chodzę do kina, brakuje mi czasu nawet na lektury… . Boję się  straty czasu i zatrucia hollywoodzką sieczką,  której naprawdę dużo przewala się przez ekrany. Moim zdaniem o jakości kina decyduje to, jakie podejmuje tematy. Czy staje po tej samej stronie, co widz i stara się pomóc mu zrozumieć otaczający świat, czy też chce opowiedzieć go po swojemu, z jakichś mentorskich pozycji kogoś, kto wie lepiej. Uważam, że ważne jest  poczucie odpowiedzialności i pokora twórcy.

Kino to  bardzo silne medium, mocno działające na zmysły, na emocje, na wyobraźnię.  Jeśli je rozbudzam, chciałbym, żeby szła za tym jakaś „wartość dodana” – głębsza  refleksja nad życiem, mówiąc najprościej. Jako młody człowiek spędzałem  dużo czasu w „iluzjonie filmoteki polskiej”, oglądając klasykę światowego i polskiego kina. 

Tamte filmy miały w sobie jakąś szlachetność, przeszywały serce -  tego też szukam we współczesnym kinie; wydaje mi się, że ono bardziej celuje w zmysły. Najgorsze są filmy o niczym.  Cenniejsze są spotkana z ludźmi, dzielenie się prawdziwymi doświadczeniami. Kino to oczywiście także  rozrywka, ale jeśli chodzi o to, jestem ostrożny jak saper  -  rozerwę się, a potem kto mnie poskłada? (śmiech) 

A zgodzi się Pan ze stwierdzeniem, że Polacy nie potrafią robić filmów historycznych i komedii romantycznych, a mimo to nagminnie je robią?

Na temat komedii romantycznych nic Panu nie powiem, bo z założenia na nie nie chodzę, w  żadnej też nie grałem…(śmiech). Naprawdę nie mam aspiracji do bycia krytykiem. Najbardziej boli mnie   brak nurtu kina patriotycznego. Spójrzmy na Amerykanów, którzy gloryfikują swoje zwycięstwa, kształtują  patriotyzm przez budujące kinowe  lekcje historii. W tym akurat warto ich naśladować!  Wchodzący właśnie do kin  film „Wyklęty” może będzie kamykiem, który poruszy lawinę - oby tak było. To jest film o  Polsce, o polskim sercu.  Byłem na premierze tego filmu,  który powstał bez dofinansowania Państwowego Instytutu Sztuki Filmowej.

Mówi Pan o patriotyzmie. Jak wygląda obecnie polski patriotyzm? Zanika czy wręcz przeciwnie?

Kiedy jestem na prowincji, to widzę  Polskę  patriotyczną, wspaniałych ludzi, którzy dbając o swoją małą ojczyznę dbają tym samym o tę wielką. W dużych miastach  można mieć czasem wrażenie, jakbyśmy zapominali skąd jesteśmy. Czasem, ale oczywiście nie zawsze… . Może na to oderwanie od tradycji wpływa odcięcie od „lokalnych” korzeni i chęć przejmowania na siłę jakichś „nowoczesnych” trendów, upodabniania się do mieszkańców „globalnej wioski”, których tylko „moda jedna wzajemnie podobni” – jak pisał genialny Norwid, a tak naprawdę są „polarnie nieświadomi siebie i osobni” (to znów  cytat z tego samego wiersza „Kółko”). Bez korzeni żadna roślina nie przetrwa.

Widzę ostatnio renesans polskiego patriotyzmu  wśród młodzieży, która tego potrzebuje. Młodzi interesują się historią, która jest dla nich inspiracją. Mają świadomość swoich korzeni.  Potrzebują  bohaterów, wzorów -  ludzi, którzy gotowi byli umrzeć za wartości. Potrzebują zdecydowania, nie relatywizmu. Dobro to dobro, zło to zło. Bohater to bohater, zdrajca to zdrajca. Myślę, że młody człowiek intensywnie szuka w życiu sensu  i rozumie, że  za rzeczy cenne warto płacić. 

Chyba nie jest  z tym patriotyzmem tak źle, skoro w ogóle jeszcze istniejemy (śmiech). Nie… nie jest tak źle, jest coraz lepiej! 

A nie jest to może tak, że młodym Polakom parcie na współczesną kulturę europejską trochę się znudziło?

Nie zdziwiłbym się. Bo Europa jest pusta. Wypiera  się swoich korzeni.  Od czasu Rewolucji Francuskiej rozpoczęła się destrukcja świata,  w którym przykładano wagę przede wszystkim do wartości nieprzemijających; w centrum  był Bóg, nikt kwestionował Jego istnienia! W wiekach średnich, o których mówi się jak o „ciemnej” epoce,  powstawały wspaniałe pomniki myśli ludzkiej, kultury i piękna – literatury, wszelkich sztuk, ze wspaniałym ukoronowaniem w postaci  katedr. Europa wyrosła na chrześcijaństwie!

Oświecenie, czyli tzw. „wiek rozumu”  w miejsce Boga w  centrum świata postawił człowieka, odrzucił dziedzictwo wiary. Człowiek stał się sam dla siebie ostateczną instancją. Czym dzisiaj owocuje to w Europie? Odrzuceniem chrześcijaństwa, tworzeniem jakichś chorych ideologii. Dobrze byłoby zapytać, czym w ogóle stała się kultura europejska, co to właściwie jest?

Czy europejczyk to kosmita? Człowiek znikąd? Jesteś  europejczykiem, czyli kim? Jak nazywa się twój ojciec?  Gdzie się urodził? Gdzie jest jego grób? Albo gdzie będzie? Pewnie, że można dzisiaj  szybko się przemieszczać na duże odległości, ale pomyśl,  co robisz pierwszego listopada, dokąd jedziesz na groby? Kim jesteś wobec tego?  Najpierw odpowiedzmy sobie na te pytania,  dopiero potem   spójrzmy  na Europę i siebie w niej. Na to,  co ona ma nam do zaoferowania oprócz lepiej płatnej pracy. Czy nie proponuje nam przypadkiem wyrzeczenia się naszej tożsamości… .

Józef Piłsudski powiedział, że  „Naród, który nie szanuje swej przeszłości nie zasługuje na szacunek teraźniejszości i nie ma prawa do przyszłości”. Chodzi o naszą tożsamość w europejskiej rodzinie. O świadomość własnych korzeni. A czy to naprawdę  jest rodzina? Czy Europa jest wspólnotą ducha, jeśli przestała budować na Chrystusie? Wbrew woli ojców integracji europejskiej?  ,,Nie będzie jedności Europy, dopóki nie stanie się ona wspólnotą ducha’’. To słowa Jana Pawła II. W tej chwili Europa rezygnuje ze swojej tożsamości, traci ją. Widać jej słabość  szczególnie w stosunku do gości, którzy tak tłumnie do niej przybywają i którzy chcą dyktować  warunki  gospodarzom, narzucić  im swoje zwyczaje.   Jeśli jako gospodarz  nie rozumiem, nie czuję głęboko tego, co to znaczy, że jestem u siebie, to nawet nie wiem, czego mam bronić. Spójrzmy, do czego dochodzi  -  czy przybysze szanują europejczyków w ich własnym domu? Ale to gospodarz musi najpierw  sam siebie szanować, żeby szanowali go goście.

Myślę, że młodzi ludzie, którzy pragną autentyczności, doskonale to widzą. I doceniają, jak ważne jest poczucie tożsamości, zakorzenienie w tradycji. Mam taką nadzieję! 

W związku z tym co Pan wcześniej powiedział, to co Pan sądzi o sztuce „Klątwa” wystawionej w warszawskim Teatrze Powszechnym? 

Patrząc na to z perspektywy  duchowej mogę powiedzieć, że to jest jakaś niesamowita eksplozja nienawiści. To są prowokacje, rzeczy zastanawiające. Mam nadzieję, że organizm społeczny stworzy jakieś przeciwciała, które sobie w jakiś sposób  z tym poradzą, bo to jest podkopywanie naszej tożsamości. 

Tego pytania pewnie się Pan spodziewał, więc nie będę tu oryginalny. Chciałem Pana zapytać o postać Janusza Tracza z serialu „Plebania”. Wie Pan, że tyle lat po zakończeniu emisji serialu jest Pan niezwykle popularny? Co więcej, wiele osób uważa, że to najlepszy czarny charakter w historii polskiego kina.

Mogę to odebrać jako komplement dla mojej pracy aktorskiej. Może za dobrze zagrałem? (śmiech). Plebania to był taki western. Ja lubię westerny, bo tam wiadomo, kto jest dobry, a kto zły. No i ten dobry zawsze zwycięża! Kiedy czytałem bajki mojej małej córce, to mnie pytała: „Tato, a on jest dobry?”. Człowiek chce wiedzieć, czy ma do czynienia z wrogiem, czy z przyjacielem. Morał: Uważaj, z kim się zadajesz! Czytaj dokładnie wszystko, zanim podpiszesz, zwłaszcza to, co jest napisane drobnym drukiem, bo to może być cyrograf… (śmiech).

W tym serialu grałem akurat tego złego, z którym nie warto się zadawać – i chciałem, żeby co do tego widz nie miał żadnych wątpliwości. Tak wypadło. No cóż, taki zawód sobie wybrałem, nie ma co się nad tym rozwodzić.  Moda  na tę postać przeminie, nie przejmujmy się. 

Wracając do postaci dobrych i złych w filmie. Zauważył Pan, że od jakiegoś czasu istnieje pewna moda na przedstawianie postaci, co to których nie jesteśmy do końca pewni czy jest dobra czy zła? Dobry zmuszany do robienia złych rzeczy i odwrotnie. 

To jest relatywizowanie.  Nie ma jednej, obiektywnej prawdy… . Zaciera się opozycja: dobro – zło, mamy się rozpłynąć w szarej magmie.  To jest mówiąc dosadnie społecznie szkodliwe  i w swej istocie antychrześcijańskie. Bo chrześcijaństwo  głosi  Prawdę, nazywa rzeczy po imieniu. Dlaczego świat zwalcza chrześcijan? Bo chrześcijanie to ludzie, którym trudno wszystkiego sprzedać, a dzisiaj świat na tym się opiera. Mamy być bezmyślnymi konsumentami. Idei, przedmiotów, śmieciowej myśli i śmieciowego jedzenia.

Chrześcijanin  to człowiek, który  potrafi odróżnić dobro od zła, ćwiczy się w tym całe życie. No i na wszystko patrzy w planie duchowym, pod powierzchnią  zdarzeń potrafi  dostrzec  ich głębszy sens. Szuka prawdy i potrafi ją znaleźć, bo obcuje z Prawdą.  Dlatego współczesnemu światu tak dalece nie po drodze z chrześcijanami, bo trudno nimi manipulować.  Nie „kupią” byle czego, bo mają sumienie, które im podpowiada w głębi serca.  Relatywizm ma w efekcie zlikwidować granice, które jasno wyznacza dekalog.

Ma Pan jakieś konkretne plany na przyszłość?

Zna Pan to powiedzenie: „Chcesz rozśmieszyć Pana Boga – powiedz Mu o swoich planach…?” Mam dużo pracy, robię różne rzeczy, które przynoszą satysfakcję.  Nie mam obsesji „planowania swojej kariery”. Cieszę się, że uprawiając swój zawód mogę utrzymać rodzinę.  Staram się żyć dniem dzisiejszym. A co do planów – Pan Bóg ma na pewno dla mnie coś ciekawego.

Pytam o Pańskie plany, ponieważ w Internecie pojawiła się informacja, że weźmie Pan udział w filmie „Fanatyk”, który opowiada o miłośniku wędkarstwa. Ma Pan tam zagrać postać prezesa Polskiego Związku Wędkarskiego.

Tak, rzeczywiście. Tak się złożyło, że osoba zaangażowana w produkcję tego filmu dotarła do mnie przez  moich znajomych. To niewielka rola, ale dowcipny scenariusz, również rodzaj eksperymentu produkcyjnego.  Pomyślałem: „Dobrze, zróbmy coś innego”. 

Zresztą przy filmie „Zerwany kłos” było w pewnym sensie podobnie: pomyślałem, że jest szansa, żeby zrobić coś nowego. Ale nie tylko, bo zobaczyłem w tym projekcie głębszy sens, a w mojej pracy głębokie poczucie sensu tego co się robi jest naprawdę bezcenne.

Dziękuję serdecznie za rozmowę. 

Dziękuję również. 

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE