reklama

Stracili dzieci, sami cudem przeżyli. Rodzina dotknięta dramatem zabiera głos i apeluje

Opublikowano:
Autor:

Stracili dzieci, sami cudem przeżyli. Rodzina dotknięta dramatem zabiera głos i apeluje - Zdjęcie główne
Zobacz
galerię
20
zdjęć

reklama
Udostępnij na:
Facebook
Wiadomości ŁęczycaRodzina z sąsiedniego Kutna, którą w Wigilię 2024 spotkała ogromna tragedia, postanowiła oficjalnie zabrać głos opisując tamte dramatyczne chwile i jednocześnie apelując do innych. "Po prostu położyliśmy się spać i się nie obudziliśmy. Mogłoby nas tutaj już nie być" mówi małżeństwo.
reklama

Cichy Zabójca zaatakował w Wigilię

Ta tragedia wstrząsnęła nie tylko naszym miastem, ale całą Polską. Przypomnijmy - w Wigilię 2024 około godziny 18 służby zostały wezwane do otwarcia drzwi do jednego z domów jednorodzinnych przy ulicy Piwnej w Kutnie

- Na miejsce został zadysponowany jeden zastęp z Jednostki Ratowniczo-Gaśniczej z Kutna. Po dojeździe na miejsce zdarzenia i przeprowadzonym rozpoznaniu stwierdzono, że w budynku znajduje się osoba, która nie reaguje na nawoływania strażaków – mówił nam po tym zdarzeniu mł. kpt. Krzysztof Orłowski, oficer prasowy Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Kutnie.

reklama

Strażacy siłowo weszli do środka. Mierniki wielogazowe wskazały wartości niebezpieczne dla zdrowia i życia ludzi.

- Rozpoczęto przeszukanie budynku. Podczas niego stwierdzono pięć nieprzytomnych osób, w tym trójkę dzieci – relacjonował mł. kpt. Krzysztof Orłowski.

W budynku znaleziono dwie dorosłe osoby, dzieci w wieku 9 i 12 lat i niemowlę. Rodzice i ich dzieci zostali ewakuowani na zewnątrz.

reklama

Potem przekazano ich w ręce ratowników medycznych. Na miejscu pracowało kilka kartek. W Kutnie lądowały również śmigłowce pogotowia z Płocka, Łodzi i Warszawy.

- Na ten moment można stwierdzić, że przypuszczaną przyczyną było uwolnienie się tlenku węgla w budynku – dodawał oficer prasowy kutnowskiej straży pożarnej.

Około godziny 20 niemal równocześnie ratownicy medyczni i strażacy przekazali nam, że niestety obecny na miejscu lekarz stwierdził zgon 9-latka i jego 12-letniego brata.

reklama

Ta niewyobrażalna tragedia spotkała rodzinę państwa Szadkowskich z Kutna. Najmłodsze dziecko, wówczas mające raptem miesiąc, na szczęście przeżyło. Jego rodzice również.

Lekarz: "Obawialiśmy się, że nie jesteśmy w stanie nic zrobić"

Zaprzyjaźniony z nami portal TuŁódź relacjonuje niedawne spotkanie z małżeństwem i ich pociechą. Pani Małgorzata cudem uniknęła śmierci. 

- Rzadko który pacjent przeżywa taki stan. Pacjentka doznała obrzęku mózgu. To jeden z najcięższych przypadków po zatruciu czadem w mojej karierze zawodowej. W tej konkretnej sytuacji pomógł szybki transport helikopterem. Pani miała duże deficyty neurologiczne. Obawialiśmy się, że nie jesteśmy w stanie nic zrobić. Rodzina przebywała w środowisku czadu całą noc - mówi Bogusław Sobolewski, koordynator Oddziału Intensywnej Terapii i Anestezjologii w szpitalu Kopernika w Łodzi.

reklama

Kutnianka odzyskała przytomność pod koniec drugiego miesiąca pobytu w szpitalu. Powrót do zdrowia trwał w sumie trzy miesiące. Kobieta musiała na nowo nauczyć się chodzić.

Mąż kobiety, pan Piotr, w szpitalu spędził dwa tygodnie. Przetransportowano go do placówki w Warszawie. Mężczyzna szybciej doszedł do siebie, w zasadzie przez pracę. Krócej przebywał bowiem w domu, gdy ulatniał się w nim czad. 

- Czadu nie widać i nie czuć. Nie mieliśmy świadomości, że z piecem gazowym coś jest nie tak. Po prostu położyliśmy się spać i się nie obudziliśmy. Mogłoby nas tutaj już nie być - mówią małżonkowie.

Pomoc wezwała siostra pani Małgorzaty, zaniepokojona tym, że nie ma kontaktu z rodziną.

- Wcześniej nie miałam żadnych dolegliwości, nie bolała mnie głowa, nie miałam żadnej migreny. Dopiero gdy obudziłam się w szpitalu, dowiedziałam się, co się stało - dodaje Małgorzata Szadkowska.

Najmłodszemu z dzieci, Stefanowi, nic się nie stało. Dzisiaj jest radosnym i pogodnym chłopcem. Tragicznej nocy spał w łóżku z rodzicami.

- Noworodki mają w sobie hemoglobinę płodową i właśnie dlatego przechodzą zatrucie tlenkiem węgla w sposób łagodniejszy – tłumaczy dr n. med. Bogusław Sobolewski.

Małżonkowie apelują, by instalować czujki tlenku węgla. Podobne apele wystosowują też strażacy.

- Raz w roku trzeba zadbać o przegląd kominiarski, należy sprawdzić, czy przewody są drożne, a urządzenia grzewcze sprawne. Kupujcie też państwo czujniki dymu i czadu. Kosztują od 30 do 100 zł. Jeżeli tlenek węgla zacznie się ulatniać, urządzenie skutecznie nas obudzi i unikniemy śmierci czy kalectwa. Od 2026 roku czujki będą obowiązkowe w nowych obiektach, a od 2030 we wszystkich. Nie czekajmy jednak do tego czasu - mówi Grzegorz Janowski, generał st. brygadier Państwowej Straży Pożarnej.

Objawy zatrucia tlenkiem węgla bywają niejednoznaczne.

- Człowiek zaczyna robić się senny bez wyraźnej przyczyny i to jest sygnał ostrzegawczy. W takiej sytuacji trzeba natychmiast otworzyć okno i wyjść na świeże powietrze. Problem polega na tym, że gdy ktoś zasypia, nie ma już tej szansy. Idziesz spać, czując się dobrze, a możesz się nie obudzić – zaznacza dr n. med. Bogusław Sobolewski.

reklama
WRÓĆ DO ARTYKUŁU
reklama
Artykuł pochodzi z portalu kutno.net.pl. Kliknij tutaj, aby tam przejść.
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ

Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM

e-mail
hasło

Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)
Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama
logo