Wprowadzenie dwukadencyjności dla mnie nie jest niczym innym niż kolejnym unormowaniem, które ludzie będą się starali obejść.
Zanim zacząłem pisać ten felieton, starałem się trochę poszperać w Internecie i poszukać informacji co do tego pomysłu. Zbyt wielu konkretów nie znalazłem, widocznie kiepski ze mnie szperacz, więc mogę sobie jedynie przypuszczać. I na to sobie właśnie pozwolę.
Dlaczego PiS miałby chcieć wprowadzić dwukadencyjność? Z góry odrzucę argument, że „chce rządzić w samorządach” i pójdę dalej.
Otóż nie wykluczam przypadków, że istnieją samorządy, w których wójt lub burmistrz ma władzę absolutną. Że dzieci pytane o to, kim jest jego/jej tata odpowiadają: „Z zawodu wójtem”. Mogą istnieć przypadki, gdzie ktoś jest włodarzem gminy przez kilkadziesiąt lat, w urzędzie i placówkach podległych gminie pracują znajomi bliżsi i dalsi, przez co stworzył się – pisząc kolokwialnie – beton, który jest niebywale ciężko skruszyć.
Z racji tego, że to powyższe to założenie, zakładam więc, że PiS może chcieć dać narzędzia do skruszenia tego betonu.
Tyle, że może być to miecz obosieczny. Bo o ile jesteśmy w stanie założyć, że są osoby, które działają na szkodę samorządu, tak również możemy założyć, że istnieją osoby, które działają na korzyść samorządu.
Daleko szukać nie muszę – miasto róż Kutno. Zbigniew Burzyński jest prezydentem od 2002 roku i nie słyszę opinii, że trzeba go koniecznie zmienić. Jasne, są pewne narzekania, że niektóre rzeczy mogłyby inaczej wyglądać w samorządzie, ale mówimy raczej o kosmetyce, a nie o operacji plastycznej.
W przypadku wprowadzenia dwukadencyjności będzie to operacja plastyczna, która może pogorszyć wizerunek, a nie polepszyć. Pójdę o krok dalej i stwierdzę, że będzie to ograniczenie wolności wyboru, bo przecież może się zdarzyć tak, że ludzie będą chcieli na niego zagłosować, a nie będą mogli.
Wiem, że są sprzeczne opinie konstytucjonalistów w tym temacie – jedni twierdzą, że wszystko jest w porządku, drudzy, że jest to ruch niezgodny z Konstytucją – ale czy etycznie wygląda to dobrze?
Pozostając przy moim szperaniu po Internecie, miałem poniekąd rację, że im więcej unormowań i regulacji, tym bardziej ludzie będą kombinowali jak je obejść, ponieważ już natrafiłem na takie poradniki.
Najprostszym jest przykład „Putin/Miedwiediew”, bo przecież w Rosji mamy niby dwukadencyjność prezydenta. Co stoi więc na przeszkodzie, aby burmistrz czy wójt wymieniał się ze swoim zastępcą? Albo, gdy samorządy naprawdę dobrze funkcjonują – przewodniczący rady z burmistrzem? Co to zmieni i w czym pomoże? Ano, w niczym.
Skoro istnieje prawdopodobieństwo, że pomysł może być bardziej problemem niż rozwiązaniem, to po co go wprowadzać?