reklama
reklama

Przygotowanie osoby zmarłej do pogrzebu. O makijażu pośmiertnym i tzw. łamaniu kości opowiada Magda

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor: | Zdjęcie: Canva.com

Przygotowanie osoby zmarłej do pogrzebu. O makijażu pośmiertnym i tzw. łamaniu kości opowiada Magda - Zdjęcie główne

- Kiedyś poproszono mnie o ubranie do trumny mamy mojej znajomej. Znajoma prosiła mnie, żebym jej mamie krzywdy nie zrobiła, kości nie połamała - wspomina Magda. | foto Canva.com

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Polska i światTwarz kobiety wyraża spokój. Może nawet leciutko się uśmiecha? Ma pięknie ułożone włosy, starannie zrobiony makijaż. Na nadgarstku połyskuje ulubiona bransoletka. Nie obejrzy się jednak w lustrze. Nie żyje. Wkrótce wyruszy w ostatnią podróż. O tym jak wyglądają przygotowania zmarłego do pochówku opowiada Magda.
reklama
reklama

Śmierć. Niby integralna część życia, ale strach przed śmiercią jest w naszej kulturze widoczny. Fakt tak naturalny, a jednak temat tabu. Milczącym towarzyszem rozmowy jest pani Zofia. Zmarła w szpitalu. - Nie ma tej iskry, prawda? - zagaduje Magda, widząc, że się przyglądam. Magda zaraz zacznie szykować panią Zofię do ostatniej drogi.

Chłód zmarłego - z niczym nie można go porównać 

- Za pierwszym razem byłam mocno niepewna. Bałam się, co zobaczę, jak zareaguję. Tymczasem pierwsze wrażenie jakie odniosłam, było takie, że nikogo nie ma w środku. Ktoś zabrał się stąd i sobie poszedł

- wspomina Magdalena. Wrażenie odniosłyśmy podobne. Jakie jeszcze odczucia kierowały Magdą, gdy pierwszy raz zajęła się zmarłym?

reklama

- Chłód. Ten chłód zmarłego to jest coś, czego z niczym nie można porównać. To zaskakuje, ale tylko ten pierwszy raz, potem przestałam na to zwracać uwagę

- mówi, zwilżając włosy nieboszczce.

Ciało pani Zofii zostało już umyte, teraz czas na włosy. W uniesieniu głowy zmarłej pomaga specjalna podstawka, którą wsuwa się pod kark.

- Rodzina tej pani dostarczyła mi zdjęcie, na którym widać, jak lubiła się czesać. Tak ułożę włosy po wysuszeniu

- wyjaśnia.

Ze zdjęcia spogląda na nas uśmiechnięta starsza kobieta, siedząca w ogrodzie, w otoczeniu kwiatów. Porównanie zdjęcia kobiety za życia i leżącej przed nami postaci napawa nostalgią. Coś minęło bezpowrotnie.  W tym ogrodzie już nigdy nie pojawi się ta konkretna osoba. Gdy włosy są suche, następuje czesanie. Delikatne, miękkie pociągnięcia grzebienia.

reklama

- Wiesz, tutaj się łapie dobrą perspektywę, dobre spojrzenie na świat. Teraz jesteś, za chwilę może cię nie być. Dlatego nie warto się przejmować pierdołami

- snuje swoją opowieść Magdalena i zmienia rękawiczki.

- Wszyscy się dziwią, jak zajmując się zmarłymi, można mieć tak pogodne usposobienie. A może właśnie dlatego? No Pani Zosiu, da Pani rączkę

- zwraca się bezpośrednio do kobiety leżącej na stole. Magda lubi wiedzieć, jak miała na imię osoba, którą się zajmuje. W trakcie wszystkich zabiegów zwraca się do niej po imieniu.

Mit o łamaniu kości

Ręka kobiety zmarłej, dotychczas leżąca blisko tułowia, stawia opór. Magda przytrzymuje kończynę i stosując delikatny nacisk, zaczyna nią poruszać. Przywodzi to na myśl ćwiczenia fizjoterapeutyczne. To rigor mortis, czyli stężenie pośmiertne.

- Kiedyś poproszono mnie o ubranie do trumny mamy, mojej znajomej. Znajoma prosiła mnie, żebym jej mamie krzywdy nie zrobiła, kości nie połamała

- wspomina.

Jak się okazuje, nic takiego nie ma miejsca. To mit.

- Żeby do czegoś takiego doszło, to albo trzeba być za przeproszeniem idiotą, albo zmarły musiałby mieć kości kruche jak papier. Przełamuje się stężenie, nie kości

- wyjaśnia.

Stężenie pośmiertne powstaje na skutek procesu chemicznego zachodzącego w mięśniach. Magda zaznacza jednak, że nie zawsze przełamywanie stężenia idzie tak łatwo.

- Gdy śmierć jest poprzedzona dużym wysiłkiem fizycznym, albo drgawkami, wtedy stężenie jest bardzo silne i muszę prosić kogoś o pomoc. Ale nawet wtedy nie ma mowy o łamaniu kości!

- uspokaja.

Rigor mortis pojawia się kilka godzin po śmierci, ale w przypadkach zgonu poprzedzonego dużym wysiłkiem fizycznym może pojawić się natychmiast. Nasza bohaterka opowiada o przypadku z Ameryki, gdzie człowiek ścigał swoją ofiarę z nożem w ręku. Gdy został zastrzelony, niemal natychmiast jego ciało opanowało stężenie pośmiertne tak, że zastygł, mocno ściskając w dłoni nóż.

Do zmarłych trzeba mówić

- Zawsze rozmawiam z osobami, którymi się zajmuję. Lubię wiedzieć, jak mają na imię. Informuję, co będę robić, mówię na przykład: "Panie Wiesławie, teraz pana ogolę. Brodę wyżej proszę" i można się z tego śmiać, ale lepiej mi się wtedy pracuje. Może to niedorzeczne, ale mam wrażenie, że współpracują.

Czasami się zastanawiam, jacy byli, jak żyli. Miałam tu raz bardzo drobniutkiego dziadeczka, który był cały pokryty tatuażami, można się więc domyślać, że było z niego niezłe ziółko. Miałam też panią, po której widać było, że ciężko chorowała. Rozmawiałam z nią o tym, że z pewnością była bardzo dzielna i że teraz już nic nie boli

-  wspomina Magdalena.

Na fiolet tylko balsamacja. Lub makijaż

Swoisty manicure. Obcinanie paznokci. Czyszczenie ich.

- Czasami maluję moim zmarłym paznokcie na naturalny, cielisty kolor. Nie widać wtedy tego fioletu pod paznokciami

- tłumaczy. Fiolet to plamy opadowe.

U pani Zofii te plamy widoczne są też na uszach i w dolnych partiach szyi. Gdy serce przestaje pracować, na krew działa już tylko jedna siła. Grawitacja. Krew zaczyna się przemieszczać do najniżej położonych części ciała. Można to zatuszować makijażem. Specjalne kosmetyki dla zmarłych mają bardzo dobre krycie.

- Później, jak skończę ubierać, to pokażę, jak robię makijaż. Całkowite zniknięcie plam jest możliwe tylko, gdy zrobi się balsamację, ale w Polsce to bardzo rzadko wykonywany zabieg. Wpina się do tętnicy i w ciało wtłacza się płyny konserwujące, i dzieje się magia. Znikają plamy, żyły nabrzmiewają, widziałam, jak u jednej kobiety pojawiły się nawet lekkie rumieńce

- tłumaczy Magda.

Ciekawi mnie, dlaczego w Polsce balsamacja, zwana też tanatopraksją, jest rzadkim zjawiskiem.

- U nas pogrzeby przeważnie odbywają się dosyć szybko, więc w sumie nie ma potrzeby...chociaż wygląda wtedy bardzo dobrze. Gdy ciało dłużej musi poczekać na pochówek, wtedy balsamacja jest wskazana.

Balsamacja to zabieg rzadki w naszym kraju, tymczasem po wpisaniu tej frazy w wyszukiwarkę, wyskoczyło mnóstwo ofert szkoleń. Jest więc zapotrzebowanie na takich specjalistów czy nie? Jest, ale nie w Polsce. Ludzie odbywają szkolenia pod przewodnictwem cenionych specjalistów, aby znaleźć pracę jako balsamiści w Niemczech, Francji lub Wielkiej Brytanii, gdzie balsamacja, czyli inaczej tanatopraksja, jest powszechna.

Niepokojąco wyglądająca igła miga w rękach Magdy i w ustach pani Zofii. Wprawny ruch i igła wraca. Powstał jeden dyskretny szew. Wystarczy ściągnąć specjalne nici, a usta osoby zmarłej się zamkną.

- Zszywanie ust brzmi nieprzyjemnie, ale to najlepsza metoda. Niektórzy obwiązują głowę zmarłego, aby powstrzymać usta przed otwarciem, ale bywa to nieskuteczne, no i zostaje odcisk tkaniny. Inni sklejają usta, ale wygląda to bardzo źle. Tutaj wystarczy jeden niewidoczny szew pod podbródkiem, i już. Usta już się nie rozsuną

- mówi kobieta.

Magda wsuwa pod powieki pani Zofii po jednym małym, przezroczystym krążku z wybrzuszeniem.

- To wkładki pod powieki. Dzięki nim powieka nie zapadnie się, a przede wszystkim oko się nie otworzy. Wyobrażasz sobie, że mamy XXI wiek, a ludzie ciągle kładą pieniążki, aby obciążyć zmarłym powieki? To nie jest dobry sposób. Opuszczanie chłodni, zmiany zachodzące w ciele, sprawiają, że gałka oczna może zwilgotnieć i powieki otworzą się w najmniej odpowiednim momencie

- tłumaczy.

Magda: Zajmuję się nimi najlepiej, jak potrafię

Na dłoni pani Zofii widać liczne ślady po wkłuciach kroplówek i wypukły siniak. Magda zakłada na to opatrunek, wyjaśniając, że lepiej wygląda bandaż niż rana.  Ciekawi mnie, czy twarze ludzi, którymi się zajęła, nie śnią jej się po nocach. Jest wyraźnie rozbawiona.  

- Nie, ależ skąd. Niby dlaczego mają mnie nachodzić w snach, zajmuję się nimi najlepiej, jak potrafię, rozmawiamy sobie, mam poczucie misji, Ze szkolenia, na którym byłam, z zajęć w prosektorium pamiętam bardzo dobrze jedną z pań, której robiłam toaletę pośmiertną i kosmetykę, ale tylko dlatego, że wydawała mi się taką rockandrollową babcią.

Pamiętam, że dobiegała dziewięćdziesiątki, ale włosy farbowała na kruczą czerń, miała zrobione długie paznokcie, brokatową torebkę, bardzo nowoczesne ubranie. Rodzina życzyła sobie, aby usta pomalować krzykliwą szminką, którą uwielbiała, i zrobić mocne kreski na powiekach. Do trumny mieliśmy włożyć też fikuśne okulary przeciwsłoneczne. Pomyślałam, że też chciałabym być kiedyś taką babcią z charakterem

- wspomina.

Lepiej, aby ubrał obcy

Okazuje się, że bywa też ciężko.

- Szykowałam już do ostatniej drogi kilkoro osób z mojej rodziny i znajomych. W branży pogrzebowej każdy ci powie, że nie powinno się szykować "swoich". To jest ciężkie i długo dochodzę do siebie wtedy. Nie znam jednak tutaj blisko nikogo, kto zrobiłby to lepiej ode mnie, a nie powierzyłabym ich komuś, komu nie ufam. Ze szkolenia znam kilka świetnych w tym osób, ale to inne województwa

- mówi Magda i zapowiada milczącej towarzyszce naszej rozmowy, że teraz ją ubierze.

Na krzesełku przyszykowana jest bielizna i buty, na wieszaku wisi sukienka i sweterek.

- Między innymi dlatego mam to poczucie misji. Rodzina ma za sobą i przed sobą wystarczająco ciężkie chwile, ja chcę, żeby pożegnali bliską osobę elegancką i schludną. Z doświadczenia wiem, że widok osoby, którą się kochało, na stole w prosektorium to szok - jest to pierwszy i jedyny moment, kiedy szklą jej się oczy.

Wiem, co robię i robię to profesjonalnie. Wiele się nauczyłam na szkoleniu. Umiem zatuszować ewentualne rany, siniaki i nadać zmarłemu wygląd osoby, która po prostu odpoczywa. Niech pamiętają to, jaka ta osoba była, a nie, że pojawił się jakiś wyciek... Możliwość pożegnania z osobą, która wygląda spokojnie, jakby spała, to taka mała, ale ważna pociecha dla rodziny

- mówi.

Wygląda, jakby spała

- "Jak pięknie wygląda! Ona po prostu śpi!", takie reakcje to dla mnie największy komplement. Na tym właśnie najbardziej mi zależy

- mówi.

Żeby założyć bieliznę, Magda potrzebuje kogoś do pomocy, aby obrócić zmarłą na bok. Muszę przyznać, że ma bardzo sprytny sposób, aby ubrać pani Zofii stanik.

- Nauczyłam się na szkoleniu. Pokazano nam więcej takich trików pomocnych przy ubieraniu.  Przykładowo, w gumowych rękawiczkach trudno się zapina guziki, dlatego nauczono mnie używać do tego... narzędzi chirurgicznych, tak zwanych peanów. Trzeba tylko uważać, żeby za mocno nie ścisnąć guzika, bo można go nadkruszyć. Raz mi się zdarzyło, leciałam w te pędy do pasmanterii!

- śmieje się.

No właśnie, śmieje. W tej branży potrafi być wesoło.

 - Branża jest specyficzna, więc nie chcę, żeby zostało to źle odebrane.  Owszem, śmiejemy się, dużo żartujemy. Nigdy ze zmarłego! Ze zmarłym zawsze obchodzimy się z najwyższym szacunkiem. Podchodzenie do wszystkiego z ogromną powagą byłoby bardzo obciążające dla psychiki, więc niektórzy mówią, że jest to sposób radzenia sobie z sytuacją

-  wyjaśnia i wspomina, że zna całe mnóstwo "branżowych" kawałów, ale też wie, z kim może się nimi dzielić. - Mam wyczucie - puszcza mi oko.

Kobiety w branży pogrzebowej

W branży pogrzebowej najczęściej widuje się mężczyzn, kobiety zaś w biurze przy obsłudze. Czy praca ze zmarłymi to praca dla kobiet?

- A niby dlaczego nie? Co prawda siły mam mniej, ale jak ma się dobry sprzęt i technikę, czyli np.taki wózek, w którym można regulować wysokość, i wie się, gdzie chwycić ciało tak, aby przesunąć je bez nadmiernego wysilania się, to wcale nie trzeba być siłaczem. Znam kobiety techników sekcyjnych, balsamistki i tak dalej. Może są mniej pewne siebie, ale bardziej odporne psychicznie

- wyjaśnia Magdalena.

- No i jeżeli chodzi o makijaż, to kobiety przeważnie mają o tym większe pojęcie. Na szkoleniu wzbudziłam salwę śmiechu, bo chciałam konturować. Męska część uczestników szkolenia uznała, że to zbyteczne. Natomiast potem sami przyznali, że makijaż, na który poświęca się więcej czasu, wygląda lepiej.

Makijaż pośmiertny - nie tylko dla kobiet

Podstawka, która przedtem służyła jak podpórka przy myciu głowy, ułożona w innej pozycji stanowi teraz podpórkę pod nogę nieboszczki, bardzo pomocną przy ubieraniu rajstop.

- Teraz sukienka pani Zosiu, potem jeszcze poprawimy włosy, dobrze?

- informuje Magda.

Po sukience sweterek, ostatnie za pomocą łyżki zakładane są buty. Spody są starte, widać, że właścicielka bardzo za nimi przepadała. Ponoć niektórzy jako ubranie do trumny przynoszą nowe ubrania, inni te, które zmarły najbardziej lubił za życia.  Czas na makijaż. Magda arkuszem z flizeliny osłania ubranie pani Zofii i spryskuje jej twarz  preparatem, w którym wyraźnie czuć alkohol, po czym wyciera.

- To dla odtłuszczenia skóry, aby podkład lepiej się trzymał

- wyjaśnia.

Przez chwilę stoi z paletką kosmetyków przyłożoną do twarzy kobiety i wybiera podkład o najbardziej pasującym odcieniu. Decyzja zapada. Można używać zwykłych kosmetyków czy tylko specjalnych?

- Zależy o co chodzi. Podkład musi być specjalny. Jest mocno kryjący, trochę jak farbka o gęstej konsystencji i bardzo trwały. Zamaskuje przebarwienia i nie "zjedzie" z twarzy w czasie wahań temperatury. Wiesz, chłodnia, ekspozycja na różaniec, znowu chłodnia

-  opowiada, a ja obserwuję, jak zasinienie powstałe od maski tlenowej błyskawicznie znika pod warstwą gęstego fluidu. Podobnie jak sinofioletowe plamy na uszach.

- Nieraz gdy ludzie słyszą pojęcie" makijaż pośmiertny", to myślą, że to skierowane tylko dla kobiet. To błąd! Najczęściej wykonuje się makijaż zerowy, czyli właśnie maskuje się przebarwienia, zasinienia, nadaje skórze normalny koloryt

- kontynuuje i na usta pani Zofii pędzelkiem nakłada pomadkę w neutralnym kolorze.

Gdy kończy, utrwala całość pudrem transparentnym. Przeczesuje brwi i rzęsy małą szczoteczką zanurzoną w bezbarwnym specyfiku, aby je ułożyć i usunąć z nich pył pudru. - Jeżeli zmarła była przywiązana np. do danej szminki, proszę, aby ją przynieśli. Wykonuję nią makijaż ust, a potem wkładam ją też do trumny.

Cienie i blaski zajmowania się zmarłymi

- Zabrzmi to dziwnie, ale ja bardzo lubię to zajęcie, więc ciężko mi mówić o cieniach. Miałam do czynienia z ciałem w stanie rozkładu, na szczęście nie daleko posuniętego, więc potraktowałam  jako wyzwanie

- zamyśla się, jednocześnie układając włosy pani Zofii, posiłkując się zdjęciem.

- Nigdy nie miałam do czynienia ze zmarłym dzieckiem i mam nadzieję, że nie będę miała. Koledzy po fachu wspominają, że to bywa szczególnie trudne. Ze znalezieniem pracy jest ciężko. Wydaje mi się, że na Podkarpaciu, wszelkie zakłady pogrzebowe to dosyć hermetyczne firmy, często rodzinne i niechętnie patrzą na ludzi z zewnątrz. Nawet jeśli tak nie jest, to nie widzą potrzeby zatrudniania "pani od makijażu"

- kontynuuje Magda, wsuwając na dłoń pani Zofii bransoletkę, po czym masuje jej palce i przystępuje do zaplatania rąk.

To żywych trzeba się bać

 - To nie jest moja stała praca, tylko dorywcza, na zlecenia. Na co dzień pracuję w handlu i raczej się nie chwalę, co robię od czasu do czasu, bo ludzie różnie reagują. Jedni są w szoku, drudzy są ciekawi, jeszcze inni się wzdrygają i zapowiadają, że nie podadzą mi ręki

-  przez splecione palce pani Zofii przeplata różaniec.

- Był taki amerykański film "Moja dziewczyna", tam była właśnie taka to kosmetyczka i ktoś, kto oglądał, miał wrażenie, że taka praca to tylko robienie makijażu. Nie tylko. Pracując z ciałem, trzeba się liczyć z wyciekami, wydzielinami. Otwory ciała powinno się zabezpieczyć przed ewentualnymi wyciekami, zrobiłam to, zanim przyszłaś. Dlatego bez obaw przechyliliśmy panią Zosię na bok przy ubieraniu, bez tego bywa różnie. Wyciek mógłby się pojawić i później

- opowiada.

A blaski? - Uwielbiam widzieć efekt swojej pracy. Czuć, że to, co robię, jest ważne. Niektórzy pytają, czy się nie boję. Ależ skąd, niby czego? To żywych trzeba się bać. Zmarły krzywdy nikomu nie zrobi.

Krzyżówki do trumny

Magda i drugi pracownik przekładają ciało do trumny. Magdalena poprawia to, co się zruszyło przy przekładaniu, naciąga i wygładza sweterek, poprawia kosmyk włosów. Do trumny wkłada też przedmioty przyniesione przez rodzinę: książeczkę, okulary i ... krzyżówki do rozwiązywania.

- Widać lubiła je rozwiązywać. Też jestem za tym, aby na ostatnią drogę dołożyć to, co było dla tej osoby ważne.

Pani Zofia wygląda spokojnie, jakby odpoczywała. Kąciki ust ma lekko uniesione do góry, policzki zostały delikatnie pociągnięte różem. Śpi. Wkrótce wyruszy w podróż do kaplicy, ale na razie jeszcze do chłodni. Zawozi ją tam drugi pracownik, a my odprowadzamy ją wzrokiem.

 - Do zobaczenia, Pani Zosiu!

-  mówi Magda.

reklama
reklama
Artykuł pochodzi z portalu ddzelow.pl. Kliknij tutaj, aby tam przejść.
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama